Ciotka Bułeckula
ywają u niej celebryci, ministrowie i zakopiańskie gaździnki. Ma największą szafę na Podhalu, która mieści kilkaset góralskich kreacji. Treking w Nepalu, szusy na Kasprowym. Jeszcze 3 lata temu zjeżdżała z 3-tysięcznika w Dolomitach. Dla Ciotki Bułeckuli nie ma rzeczy niemożliwych.
Z Zofią Karpiel Bułecką niełatwo się umówić. Mimo 85 lat na karku ciągle jest w ruchu. Tryska energią i humorem. Nie ma bez niej żadnej imprezy kulturalnej w Zakopanem. Bywają weekendy, że jest na kilku weselach i chrzcinach. A jak już jest w domu na Lipkach, to też trudno o spokojną rozmowę. Bo cały czas ktoś ją odwiedza, telefonuje. Na Podhalu nie ma nikogo, kto by jej nie znał, a i w Warszawie ma wielu przyjaciół.
Krążą legendy o jej wpływach i możliwościach. Dla Zofii Karpiel Bułecki nie ma rzeczy niemożliwych, jak trzeba, to nawet chwyci za słuchawkę i do ministra zadzwoni. “Złotej kobiecie za uratowanie życia mojej babci” – takie podziękowania otrzymała niedawno od Andrzeja Bargiela, słynnego wysokogórskiego narciarza. Wspomina, jak zadzwonił do niej w nocy, że jego babcia jest w bardzo złym stanie, a wypisali ją poprzedniego dnia ze szpitala. – Akcja była szybka, telefon do znajomego lekarza i babcia z powrotem była w szpitalu. Okazało się, że miała dwustronne zapalenie płuc – opowiada.
Od lat dyktuje na Podhalu góralską modę. Jej przepastna szafa mieści kilkaset kreacji. Ubiera się u Andrzeja Siekierki, góralskiego Versace. Uszył dla niej ok. 300 strojów. Okazji do pokazania się w nich Ciotka Bułeckula ma wiele. Bo bez Ciotki Bułeckuli trudno sobie wyobrazić ważną imprezę pod Tatrami. Jest stałą bywalczynią zakopiańskich wernisaży, spotkań literackich, posiadów.
Jej rodzinny dom znajdował się w Zakopanem na Kościeliskiej. – Z domu byłam Janikówna. Moi rodzice mieli gazdówkę, mama wynajmowała też gościom pokoje, a tata woził panów koniem – opowiada. Zapytana o najwcześniejsze wspomnienia, opowiada o swojej I komunii. – Sąsiad, który by szewcem, uszył mi białe buty z sukna. Suknia była pożyczana. Po przyjściu z kościoła rodzice kupili mi w Samancie różowe ciastko z pianką, mama zrobiła kakao. A potem tata kazał mi iść do ubocy paść krowy. Tak się skończyło moje świętowanie – wspomina ze śmiechem.
Skończyła Szkołę Handlową, po maturze przez 6 lat pracowała jako sekretarka w ośrodku wczasowym bezpieki, potem w PKO. U kawalerów miała powodzenie, nie dość że była ładna, to jeszcze dowcipna. Lubiła zabawę i taniec. – Po boiskach co niedzielę były bale, a ja na każdym musiałam być – opowiada. Od 1952 r. była też przez około 20 lat w Zespole Klimka Bachledy. Wytańczyła się, a i świata trochę zwiedziła. W 1966 r. zespół występował nawet za Oceanem. Z sentymentem wspomina podróż Batorym.
Ciągle jeszcze podróżuje. Zaznaczyła swoją obecnością wiele miejsc na mapie. Meksyk, Gruzja, Egipt, cała Europa. W zeszłym roku była w Portugalii i Albanii. Najmilej jednak wspomina treking w Nepalu. – Do Katmandu przyjechaliśmy z Delhi pociągiem. Spaliśmy w szałasie z kamieni, myliśmy się wodą z rynny – wspomina. – To była moja podróż życia – mówi.
Jej pasją do niedawna były narty. Jeszcze kilka lat temu szusowała na Kasprowym Wierchu. Często towarzyszyła jej zmarła niedawno aktorka – Alina Janowska, z którą się przyjaźniła. – Mówiłyśmy, że jesteśmy żonami kolejarzy i wchodziłyśmy do kolejki bez kolejki – śmieje się. Trzy lata temu w Dolomitach zjechała z ponad 3 tysięcy metrów. Była też stałą bywalczynią zawodów narciarskich o Wielkanocne Jajo, organizowanych w Zakopanem na Kalatówkach, czy zawodów narciarskich organizowanych przez Związek Podhalan.
Za komuny przez lata prowadziła słynny pensjonat na Lipkach, pierwszy taki pod Tatrami, bo wcześniej były tylko domy wczasowe. Bywali u niej znani aktorzy, ministrowie, artyści, wiele znanych osób, także z zagranicy. Górale bratali się z warszawiakami.
Legendą obrosły sylwestry u Ciotki Bułeckuli, na których bawił się m.in. Jeremi Przybora, Wojciech Młynarski, Irena Dziedzic czy Bożena Walter. Wypoczywał u Ciotki Bułeckuli także noblista Robert Gray. – A raz to nawet miałam tu jednego z byłych premierów Korei Północnej – przypomina sobie. – To było w latach 70. Pamiętam, że go do mnie na sygnale przywieźli – opowiada.
Dziś pensjonat prowadzi jej córka Anna, która z zawodu jest nauczycielką. Ciotka Bułeckula nie próżnuje jednak. Prowadzi karczmę “Skorusa”, która także szybko zyskała sławę w Polsce. Wesela i chrzciny miało tu wiele znanych osób. To swoiste centrum życia towarzyskiego i ważne miejsce na mapie Zakopanego. Stylowy budynek zaprojektował syn pani Zofii – Jan Karpiel Bułecka, znany architekt i muzykant. To zresztą nie jedyna słynna osoba w tej rodzinie. Przysposobionym synem pani Zofii jest też Sebastian Karpiel Bułecka, lider Zakopower, którym zaopiekowała się, gdy jego matka wyjechała do USA. – Dziś mam 4 wnuków, 2 prawnuków no i Sobka dzieci – Tosię i Jędrusia, które dla mnie są też jak wnuki – podkreśla.
Zapytana o receptę na taką witalność pani Zofia się uśmiecha. – Ważne jest towarzystwo i wesołość. Trzeba się też ruszać. Chodzić w góry, na basen. Ja ciągle jeszcze chodzę na basen – podkreśla. Pokazuje też widok z okna. Giewont ma na wyciągniecie ręki. – Ta góra też daje siłę.
tekst: © Beata Zalot
foto: © Bartłomiej Jurecki
Fotografie prezentowane na tej stronie są chronione prawem autorskim. W razie zainteresowania proszę o kontakt.
2018 © Copyrights Bartłomiej Jurecki
Website design by britanniaweb.co.uk with a support of lovePoland.org