Scroll Top

Józef Zych Ptoś

Bacowanie to jego życie

P
rowadzi bacówkę, kolekcjonuje dzwonki pasterskie i czerpaki, ale tak naprawdę wszystkim rządzi jego ślubna baba.
Bacówka Józefa Zycha Ptosia znajduje się na Polanie Baligówki w Witowie. Założył ją tu w 1980 r. jego ojciec Mieczysław, a po kilku latach pasterską gazdówkę przejął Józef. Wypasem zajmował się jego pradziadek Jędrek Ptoś, który w międzywojniu bacował w Dolinie Chochołowskiej. – Teraz bacówkę prowadzimy rodzinnie. Pomagają nam dwaj synowie – Jasiek i Wojtek. To kolejne pokolenie Ptosiów – zaznacza baca. Gospodarkę pasterską opierają na swoim dobytku – 250 owcach, bydłu i koniach. Wypasają na terenach Wspólnoty Leśnej Uprawnionych 8 Wsi i wydzierżawionych terenach prywatnych.
Ptosiowa bacówka przez cały rok oblegana jest przez turystów. Nad szałasem ciągle unosi się dym. To oznacza, że pali się watra, a pod powałą wędzą się sery. – Żona tu rządzi. Gdyby nie ona, to nic by z tego nie było – zaznacza Józef, a przy tym podkręca swój wąs i lekko się uśmiecha. Maria jest charakterną kobietą, potrafi wszystko zrobić na gazdówce. Pilnuje też interesów i trzyma kasę. Do rozmowy wtrąca się starszy brat Andrzej, który na kilka tygodni zjechał tu z Chicago. – Baba trzymie trzy węgły, a cworty dopiero chłop- przypomina starą góralską prawdę. – Bratowa jest z Kościelisk. Młodziutko się poznali. Potem Józek poszedł do wojska, a jak wrócił, to pasł koło nich na polanie. Marysia wtedy 18 lat miała. I tak są do dziś – mówi.
Józef Zych tłumaczy, że u niego na gazdówce przez cały rok jest owcze mleko, które dodaje do serów. – Mamy tyle owiec, że kocą się w różnych porach roku – przekonuje.
Baca w swoich wspomnieniach ciągle wraca do pradziadka Jędrka Ptosia, który urodził się jeszcze w XIX wieku, w 1888 r. Przed I wojną światową mieszkał w Ameryce, w New Jersey, ale w 1911 r. wrócił na Podhale, bo za Wielką Wodą trudno było nawet na jedzenie zarobić. – Przyjechał z nim mój dziadek, też Jędrek, miał wtedy zaledwie roczek, ale on nie zajmował się owcami. Był leśnym. A pradziadek był bacą na Polanie Chochołowskiej w tym czasie, jak budowali tam pierwsze schronisko – tłumaczy. – To właśnie po nim Józek ma zamiłowanie do pasterstwa – dorzuca brat Andrzej. – Już jak chodził do szkoły, potrafił rozpoznać swoje owce wśród tysiąca innych, które były na wypasie w Beskidzie Niskim, w Nieznajowej – podkreśla. Dodaje, że jak owce się kociły, to tylko Józek pomagał ojcu. Jagnięta oddzielał od reszty stada. – Kiedyś mieliśmy więcej owiec, ale teraz bieda o juhasów – ubolewa.
Józef ma niezwykłe hobby – kolekcjonuje dzwonki pasterskie i czerpaki. Przywozi je głównie ze Słowacji, z Liptowa. Ma ponad tysiąc różnej wielkości i kształtów dzwonków przeznaczonych dla owiec i bydła. – To klepary i turconie. Są i stare krówskie, od starych baców – tłumaczy kolekcjoner. Wszystkie na skórzanych pasach z ozdobnymi sprzączkami. Swoje miejsce mają czerpaki, głównie słowackie, z ozdobnymi uchwytami.
– Bacowanie jest dla mnie całym życiem. Nie mogę być bez tego. Mnie to bawi od małego. Nie mam żadnego innego zainteresowania, tylko owce, dzwonki i czerpaki – kończy Józef Zych Ptoś.

tekst: © Jolanta Flach
foto: © Bartłomiej Jurecki

 
 
 

Fotografie prezentowane na tej stronie są chronione prawem autorskim. W razie zainteresowania proszę o kontakt.

2018 © Copyrights Bartłomiej Jurecki
Website design by britanniaweb.co.uk with a support of lovePoland.org