Scroll Top

Edmund Żak

Bo co nam z życia zostanie

B

o co nam z życia zostanie – zastanawia się Edmund Żak, ślusarz, baciar, pielgrzym i budowlaniec.
Swymi wielkimi, twardymi dłońmi delikatnie stawia na stole dymiący talerz kwaśnicy. – Sam robiłem. Z własnej kapusty. Na baranich żeberkach – dodaje Edmund Żak, nie przyjmując odmowy. 
Dla towarzystwa nalewa i sobie. Potem obciera sumiaste wąsy i opowiada swoją historię. Gotowanie traktuje jako przyjemność. Nauczył się “na eksportach”. Trzeba było sobie radzić w życiu, gdy przyszło pracować w Rumunii, Niemczech czy Francji. 
Góralskość ma w genach. Choć urodził się we Francji, a młodość spędził pod Nowym Sączem. 
Ojciec pochodził z Nowego Targu, mama spod Zakopanego. Wyjechali do Francji, gdzie nestor dostał robotę w kopalni. Harował, by kupić kawałek ziemi pod Tatrami, gdzie będzie mógł spędzić resztę życia. Przesyłał odłożone pieniądze braciom, by ci mu kupili wymarzoną parcelę. I kupili, tyle że zamiast pod Zakopanem – pod Nowym Sączem. I Żakowie z kraju nad Sekwaną przeprowadzili się do Klęczan. Tu Edek skończył szkołę i został tytularnym ślusarzem. Ale potrafi niemal wszystko. Jeździł parowozami, elektrowozami, był cieślą, budowlańcem i konserwatorem w sanatorium Pstrowskiego w Rabce. I właśnie tu los czy raczej Opatrzność pokazała palcem miejsce na ziemi. – Lubiłem sobie zaśpiewać, zagwizdać, baciarka człowieka cieszyła – wspomina z rozrzewnieniem w oczach chwilę, gdy poderwał Annę.
Pobrali się. A gdy już założył rodzinę, postanowił też wybudować dom, jak na prawdziwego mężczyznę przystało. 3 tysiące pustaków targał dziurawą drogą na Traczykówkę. 8 lat stawiał wielką chałupę, aż w końcu mógł przystąpić do tego, co sobie obiecał na początku budowy. Że jak wszystko się uda, to wybuduje kapliczkę. – Pytałem fachowców, według jakiego projektu to zrobić, ale nikt mi nie umiał powiedzieć. W końcu zwiozłem kamienie, stanąłem w miejscu, przeżegnałem się i po prostu wybudowałem grotę – dodaje.
Do dziś jest z niej dumny, a na majówki schodzi się tu cała okolica, by odśpiewać litanię. Nad pytaniem, co w życiu jest najważniejsze, Edward Żak nie zastanawia się długo. Poważnieje, wzrok wbija gdzieś w nieskończoność, jakby właśnie przyglądał się samemu Bogu. – Wiara. Najważniejsza jest wiara. Bo co nam z życia zostanie? Wszystko zostawimy. Możemy mieć fortunę, a i tak przepadnie – uzasadnia.
I dom, z którego w życiu dumny jest jak mało kto – też trzeba będzie w końcu zostawić. Ale tym się nie martwi. Nauczył się niemartwienia się podczas 23 pieszych pielgrzymek, które odbył z Rabki na Jasną Górę. – Bywało tak, że spało się z pustakiem pod głową, a rano ksiądz mówił, byśmy podziękowali Bogu za to, że tak dobrze spaliśmy. I kolejny nocleg mieliśmy już w doskonałych warunkach – przekonuje.
Edmund Żak ma ciupagę, którą dostał od pielgrzymów z dedykacją “dla Bacy”, bo taki przydomek przylgnął do niego na pielgrzymim szlaku.
Ale póki co doczesność też go cieszy. W ogrodzie postawił stylową bacówkę, zasadził 50 krzaków róż, studnię zadaszył i obłożył kamieniem, a w wędzarni lubi sam przygotować smakołyki nie tylko na święta.

tekst: © Józef Figura
foto: © Bartłomiej Jurecki

Fotografie prezentowane na tej stronie są chronione prawem autorskim. W razie zainteresowania proszę o kontakt.

2018 © Copyrights Bartłomiej Jurecki
Website design by britanniaweb.co.uk with a support of lovePoland.org