Scroll Top

Jan Stoch

Szanuj nawet kamień

C
hciał biegać i bić rekordy w klubie sportowym, lecz życie ostro dało mu w kość. A choć go połamało, to przecież nie złamało.
Dosłownie i w przenośni. Połamany Jan schodzi do kuchni o kulach. Na kolanie aparat ortopedyczny, który stabilizuje stawy. Dwa dni wcześniej założyli mu tą ortezę, żeby wzmocnić lewy staw kolanowy. Ma 58 wiosen za sobą, na Furmanowej stała ojcowska chata. Podobno urodził się 15 lipca, a wpisali 10 sierpnia. – Stare dziadki to były łobuzy, może świętowali parę dni, nieraz ojca Franciszka podpuszczałem, żeby powspominał, ale nie chciał – śmieje się Jan Stoch. Jego ojciec pobudował dom na Gubałówce i tam Jan spędził całe dzieciństwo. Do momentu, gdy potrącił go motocykl. Kość udowa złamana. Spędził miesiąc na wyciągu, potem kolejne 7 miesięcy w szpitalu. Po operacji podstawówkę skończył w “Kabece” na Bystrem.
Potem była nauka w Liceum “Balzera”. – Nieraz biegało się do szkoły na piechotę, bo kolejka czasem nie jeździła albo bileter gonił – śmieje się Jan na wspomnienia z dzieciństwa. Zimą jeździło się na nartach, ale on kochał lekkoatletykę. Biegał na 100, 200, 400 metrów. Była połowa lat 70. Przy AZS miała powstać sekcja lekkiej atletyki. Nauczyciele z podstawówek i szkół średnich zmobilizowali uczniów. Masa chętnych była, z łyżwiarstwa szybkiego chcieli przejść do nowej sekcji. – Ja bez treningu, po rozgrzewce, mając 15 lat robiłem na bieżni sto metrów w 11 sekund. Biłem wszystkich zakopiańczyków na łeb – Jan Stoch do dziś ma żal, że sekcja nie powstała.
Dzieciństwo nie było łatwe. Praca na gazdówce z bratem i ojcem. Pobudka o 3 w nocy, robota w polu. Ręczne koszenie kosami. W niedzielę rano na 6 do kościółka, a potem śniadanie i mecze. Grało się koło przekaźnika. Teren nierówny, ale chętnych nie brakowało. Mecze Gubałówka na Kościelisko, na Ząb. Fajnie było. W liceum zapisał się do Klubu Sportowego Gorce. Jeździł do Nowego Targu. Był w kadrze nowosądeckiej. Do dziś pamięta rozgrywki z zapaśniczym klubem z Tarnowa. – Na “Zawiszy” graliśmy, łobuzy szły jak czołgi, jeden mnie wywalił, podparłem się ręką, szybko łapa mi spuchła – wspomina Jan Stoch. Medycy nie pomagali. Dopiero doktor Mrugała stwierdził, że złamana jest kość łódeczkowata. Do gipsu na trzy miesiące. Że może się zrośnie. Nie zrosła się. Wkręcili śruby. Nie pomogły. Powstał rzekomy staw.
Jan Stoch wspomina, że kiedyś młodzież była inna. Dziś nie ma szacunku dla starszych, dla ojców, dla księdza, dla nauczyciela. Była dyscyplina. Lepiej było w kozie zostać, niż notatkę mieć wpisaną. – Jak za moich czasów uczeń dostawał notatkę, to lepiej się było ojcom w domu nie pokazywać – dodaje Jan Stoch.
Turystyka na Gubałówce też była inna, ubikacje były w polu, nikt nie narzekał. Dziś ludzie są wymagający. A na stragany, paskudne budy, nie może patrzeć. Marzy mu się, żeby ktoś w końcu zrobił porządek z tym bałaganem.
Po skończeniu szkoły pracował na kolejce. Był toromistrzem. Jako jedyny w Polsce na kolejach linowych pracował na torowisku. Pilnował stanu podkładów, całego torowiska. Paru kierowników przeżył. W końcu to rzucił. Został spawaczem na budowie. Ale podpatrywał też murarzy, kamieniarzy, fliziarzy. Dziś sam potrafi zrobić wszystko. Tyle że zdrowie nie służy. Sił już nie ma. Przeszedł na rentę. Operacje kolana, złamania, wyłamania barku. Operacja jednego biodra, drugiego. Tydzień temu biodro wypadło, bo krzywo siadł na taborecie. Obyło się bez operacji. – Dziewięć lat byłem na rencie, ale mi zabrali, łobuzy – macha ręką Jan Stoch. Tą prawą, z której mu heblarka trzy palce ścięła.
Z żoną Danutą dochował się 3 córek i 9 wnucząt. – Tu, na Salamandrze w Kościelisku, siedzę już 38 lat z jedną babą. I dobrze nam jest – przekonuje. Gaździna się śmieje, potwierdza, ale martwi się o schorowanego męża. Jeździ z nim po szpitalach. Pociechą jest czarna Mysza. Mały ratlerkowaty psiak, który krąży wciąż między nami. – Młodzi wielki szacunek powinni mieć do przyrody. Nawet jak się buduje, to patrz na kamień, nie tnij go bezmyślnie, bo to zrobiła natura, szanuj ją, nienawidzę, jak ścinają piłą. Tak zrobił Bóg, nie poprawiaj tego, dobieraj, nie kalecz przyrody – podsumowuje Jan Stoch.

tekst: © Rafał Gratkowski
foto: © Bartłomiej Jurecki

Fotografie prezentowane na tej stronie są chronione prawem autorskim. W razie zainteresowania proszę o kontakt.

2018 © Copyrights Bartłomiej Jurecki
Website design by britanniaweb.co.uk with a support of lovePoland.org