Scroll Top

Janina Jaworska

Rodzina to dar

T

o, co daje się najbliższym, zawsze do nas wraca – podkreśla Janina Jaworska, Silna jak Halny z Kluszkowiec.
Podobno tylko dzielne kobiety rodzą synów. Ona powiła ich pięciu. Pierwszego tuż po ślubie, potem kolejnych. Dopiero szósta była córka.
Ci, którzy znają panią Janinę, mają wrażenie, że od zawsze mieszka w Kluszkowcach. Nic bardziej mylnego, wychowała się w niewielkiej miejscowości – Kąśnej Dolnej, nieopodal dworku Ignacego Paderewskiego. – Byłam najstarsza z rodzeństwa – wspomina. – Choć do szkoły było daleko, zawsze do niej chodziłam. Dawniej nikt nie myślał o tym, by wozić dzieci, niezależnie ile kilometrów miały do pokonania. Zazwyczaj po lekcjach wracałam z kolegami. Nieraz na nich czekałam, gdy grali w piłkę lub mieli inne ważne sprawy, po to, by ich rodzice nie krzyczeli, że nie są na czas w domu – dodaje.
Zanim przyjechała w góry, przez pół roku mieszkała u wujka w Tarnawie, gdzie poznała Stanisława. – Byłam wtedy młoda, miałam 18 lat – opowiada. Początkowo rodzice nie bardzo chcieli, by wychodziła za mąż, ona jednak postawiła na swoim. Nie była to miłość od pierwszego wejrzenia, ale wyjątkowe uczucie. Mąż przez pierwsze pół roku odwiedzał ją w Tarnawie, bo w tym czasie pracował na kolei w Ząbkowicach Śląskich, a potem przyjeżdżał do jej rodzinnego domu.
Żyło się im dobrze. W 1966 roku przenieśli się do Kluszkowiec. Stanisław zaczął pracować w kombinacie w Nowym Targu, ona zajmowała się dziećmi, a później przez trzy lata tkała w domu dywany dla Spółdzielni Rękodzieła w Maniowach. Byli zgodnym małżeństwem. Mieli wspólne cele, a także plany na przyszłość. Udało im się wyremontować dom i stworzyć rodzinę, o której bardzo marzyli. – Mąż bardzo się cieszył, gdy przyszła na świat córka, nie trwało to jednak długo, zmarł, gdy miała zaledwie sześć lat – wspomina. W jednej chwili całe życie pani Janiny się zmieniło. Któregoś dnia nadzieja, że będzie dobrze i wszystko się ułoży, cicho odeszła. Nowotwór płuc był bezlitosny. – Było nam wtedy ciężko. Najstarszy syn miał dziewiętnaście lat, pozostali chłopcy dorastali i szczęśliwie brali się do życia. Jeden był w szkole sportowej w Zakopanem, drugi i trzeci pływał na kajakach – mówi.
Pani Janina robiła, co mogła, by dzieciom niczego nie brakowało. Nie było łatwo samej wychowywać chłopaków. W jednej chwili przejęła obowiązki, które wcześniej dzieliła z mężem. Dodatkowo pracowała w szkole w Kluszkowcach jako woźna. Nigdy nie narzekała, nie żaliła się, że nie da rady. Smutek chowała głęboko w sobie. Była silna… dla siebie i najbliższych.
Z czasem jej dzieci pozakładały swoje rodziny. Jedne blisko jej domu, inne daleko. Syn, który zdobył niejeden tytuł Mistrza Polski, z rodziną wyjechał do Stanów i zamieszkał w Chicago. – Byłam u nich trzy razy, dwa lata temu nawet na weselu u wnuczki się bawiłam – mówi pani Janina. Kolejny syn zakotwiczył w Szwecji. – Też go odwiedziłam, nigdy nie myślałam, by u któregoś z synów zostać, przecież najlepiej jest u siebie – podkreśla.
W ostatnich latach pani Janinie miłe chwile przeplatały się ze smutkiem. Dobre wiadomości ze złymi. Najtrudniejszy był rok 2014. Najpierw w Krakowie w wyniku tragicznego wypadku utopił się jej syn, który osierocił dzieci. Myślała, że już nic gorszego nie może się wydarzyć, a kilka miesięcy później wnuczek spadł z dachu i uszkodził kręgosłup. Na koniec w listopadzie pani Janina paskudnie złamała z przemieszczeniem nogę. – Miałam pięć operacji, to cud, że chodzę – mówi.
Wiele nieszczęść w ciągu roku spadło na panią Janinę, mimo to zawsze starała się być dla bliskich wsparciem. – Jak człowiek widzi, że dzieciom się układa, to jest szczęśliwy – podkreśla. – Wiem, że mogę na nie liczyć. Czym się kierowałam w życiu? Zawsze starałam się pomagać dzieciom, teraz się odwdzięczają. W rodzinie jest siła i oparcie. Tak już jest w życiu, że to, co dajemy najbliższym, zawsze do nas wraca – zaznacza.
Oprócz dzieci pani Janina ma szesnaścioro wnuków i jedenaścioro prawnuków. Rodzina cały czas się powiększa. Plany na przyszłość? Wyjazd do Wrocławia razem z Kołem Gospodyń Wiejskich, w którym od lat się udziela, bo gotowanie to ogromna pasja pani Janiny. Zupa grzybowa, do której świeże prawdziwki dostarcza jeden z jej synów, znana jest nie tylko w Kluszkowcach. Jej smakiem podczas corocznego Regionalnego Konkursu Potraw Regionalnych organizowanych w gminie Czorsztyn niejedna osoba została oczarowana.

tekst: © Aneta Dusik
foto: © Bartłomiej Jurecki 

Fotografie prezentowane na tej stronie są chronione prawem autorskim. W razie zainteresowania proszę o kontakt.

2018 © Copyrights Bartłomiej Jurecki
Website design by britanniaweb.co.uk with a support of lovePoland.org