Scroll Top

Maria Chowaniec

Krwawa Mary, horoskopy i palmy

L

ubi przebywać na wysokościach, choć samolotem leciała tylko do Amsterdamu. Za to palmy wielkanocne przez nią zrobione – sięgają nawet pięciu metrów. No i mieszka obok najwyżej położonej miejscowości w naszym kraju.
Maria Chowaniec z Suchego 13 października będzie świętować kolejną wiosnę życia. Urodziła się w 1935 r. – Oj, mam marzenia i to sporo. Ale najważniejsze jest takie, żeby móc chodzić na polankę popasać trochę krowy czy barany. Bo ja od dziecka nauczona pracy – mówi z radością gaździna, otoczona córkami i wnuczką Kasią.
W sumie ma 4 córki, 1 syna, 12 wnuków i 16 prawnuków. – U nas w domu zawsze był porządek, trzeba było ojców słuchać, nie baciarzyć, ino roboty patrzeć – podkreśla pani Maria. Córki kiwają głowami, że tak właśnie było, po praktykach i szkole trzeba było szybko do domu wracać.
Nasza bohaterka zawsze chętnie służy pomocą swoim bliskim. Wiele w życiu pomogła swojej siostrze Anieli, która w 90% była osobą niewidomą. – Brałam ją pod rękę i tak żeśmy chodziły tu i tam. Była niezwykle pracowitą kobietą, a do tego pięknie śpiewała – wspomina ze wzruszeniem.
Ona sama także ładnych melodii uczy swoich wnuków. “Mamo, moja mamo, ja córeczka wasa, kupcie mi korale do samego pasa” – nuci pani Maria, która pomogła też w wychowaniu jednej z córek swojej siostry Anieli.
W swoim życiu odbyła wiele podróży po kraju. Do Zgorzelca jeździła ze swetrami, które sama zrobiła. Ale już na emeryturze skorzystała z zaproszenia od znajomych i trzykrotnie gościła w Amsterdamie. Do Holandii dotarła autem, autobusem i samolotem. Szczególnie pamięta właśnie ten trzeci środek transportu. – No, było to takie inne. Tu stoję, a za chwilę fyrt i już na górze. Miałam stresu, ale na pokładzie zażyczyłam sobie “krwawą Mary” i wszystkie nerwy odeszły. Potem ino oglądałam świat z wysokości – śmieje się podróżniczka.
Holandię zapamiętała wcale nie z tysięcy kwiatów, ale z krów, które mogły wolno chodzić po niezliczonych polach. – Od dziecka zajmowałam się gazdówką. Nawet mam ślady po tym, jak mi się wbił łańcuszek w rękę. Miałam wtedy 8 lat – wspomina.
Dobrze pamięta swoją nauczycielkę – pedagog Antonię Tatar. Maria też pomagała w pobliskim “Domu Orłów”, gdzie jest tablica pamiątkowa z nazwiskami osób, które zginęły z miejscowości w wojny. – Modlę się za nich i proszę Boga, żeby już nigdy takie nieszczęście na nas nie spadło – mówi. Modli się także w intencji swojego męża. Pracował jako kamieniarz, zmarł w 2000 r., miał 62 lata.
Pani Maria to wesoła kobietka, lekturę “Tygodnika Podhalańskiego” zaczyna zawsze od horoskopów. Twierdzi, że zwykle się sprawdzają. Jest zodiakową Wagą. Żyje też bardzo polityką, przeżywa bardzo, żeby kandydat, na którego głosuje, przeszedł do rządzenia. Choć w oknie plakatów wyborczych nie wiesza, woli umaić je Matką Boską.
Gaździna dumna z jest faktu, że po 1989 r. nie opuściła ani jednych wyborów. Teraz też się wybiera. Kiedy emocje polityczne opadną, pani Maria zapewne weźmie się za… zbieranie kwiatków na palmę wielkanocną. Jest to zadanie całoroczne, z tego względu, że robi je bardzo wysokie. Któregoś roku palma miała około 5 metrów i postawiona pionowo przy kościele, sięgała dachu świątyni. Oczywiście, była pierwsza nagroda. – Teraz już zdrowie liche, ale dalej będę robiła – zapowiada. Na wykonanie tak dużej palmy i kilku mniejszych potrzebuje setek kwiatków, stąd zbierać je trzeba przez kilka miesięcy.
Ze zdrowiem u pani Marii bywa różnie. Serce dało o sobie znać kilka razy, ale i nerki się odezwały, bo były w nich kamienie. Wiąże się z nimi zabawna historia. – Kiedy trafiłam do szpitala, nie mogli uwierzyć, że tak spory kamień wyhodowałam, miał coś 7 na 6 cm. Zapytali mnie, czy jak go wytną, to mogą pokazać studentom i zawieźć do Warszawy.
Kiedy wróciła do domu, akurat przebywali u niej goście z Moskwy, którzy naszą babcię poczęstowali dość sporym kielichem. – Bałam się, że może mi co będzie, ale nic się nie wydarzyło – puszcza oko. – Nic mi więcej do szczęścia nie trzeba, byle bym ino mogła se jeszcze wyjść i pochodzić koło krów czy baranów. Dawniej jak się pasło na polanach, to w dole było widać parady z okazji przyjazdów Lenina do Poronina. Teraz to już nowoczesność – śmieje się na koniec rozmowy gaździna z Suchego.

tekst: © Jan Głąbiński
foto: © Bartłomiej Jurecki

Fotografie prezentowane na tej stronie są chronione prawem autorskim. W razie zainteresowania proszę o kontakt.

2018 © Copyrights Bartłomiej Jurecki
Website design by britanniaweb.co.uk with a support of lovePoland.org