Scroll Top

Stefania Molek

Życia splot radości i smutków

S

tefania Molek plecie skarpetę. Wełna zwija się niczym zakręty ludzkiego życiorysu, by w konsekwencji dać równy rząd oczek układających się we wzór, a w końcówce dopełniających całości. Jak życie.
Drobna, krucha góralka na taborecie siedzi nieco przygarbiona na środku placu przed domem w Starem Bystrem. Ostre promienie słońca nie tylko dają przyjemne ciepło, ale także pozwalają dojrzeć każdy ruch drutu zwinnie zaplatającego supły i pętelki.
I każdy motek zużytej włóczki dopełnia barwny życiorys. A w nim jasne, radosne, ale i ciemne, żałobne kolory. W tym trzy dni najczarniejsze. Bo nie ma nic trudniejszego dla matki, jak pochować syna. A musiała pochować ich dwóch. Nie ma trudniejszego momentu dla żony, jak pochować męża. Józefa, człowieka robotnego i dobrego, z którym spędziła szczęśliwe 40 lat, pożegnała 18 lat temu.
Łatwego życia nie miała. Jej mama zmarła, gdy miała 9 lat. Na miesiąc przed jej pierwszą komunią. Sama uroczystość też wyryła jej głęboki ślad w pamięci. Jeszcze dziś, po blisko 80 latach wraca jej przed oczy obraz jak po zakończonej uroczystości stoi sama w ulewnym deszczu, zapłakana. Wszystkie dzieci poszły na plebanię na słodkiego rożka i kakao. Tato zapomniał zapłacić. Musiała zostać przed drzwiami. Sama.
Ale na rozpamiętywanie smutków w życiu czasu nie było. Kolejne jego dni jak oczka plotły się same. Przyszły szczęśliwe lata. Józka poznała na zabawie, bo śpiewać i zwyrtać w tańcu kochała jak mało kto. I tak wytańczyła sobie szczęśliwe lata u Józkowego boku.
Obydwoje pochodzą ze Starego Bystrego. Po ślubie przyszło zacząć wspólne życie. I postawili drewnianą chałupę, która przetrwała do dziś. Pani Stefania z westchnieniem otwiera stare drzwi z ciężkich desek. Za nimi dwie izdebki z małymi oknami. W pierwszej niewielka kuchnia, która swym ciepłem ogrzewała też drugie pomieszczenie. Tu naczelne miejsce zajmuje łóżko z misternie ułożonymi poduchami. Tak jakby stale ktoś tu mieszkał. Wszędzie idealny porządek.
– Wspaniale się tu żyło, wszystko pod ręką – wzdycha głęboko na wspomnienie dawnych lat.
A potem prowadzi do drugiego, murowanego domu, który tuż obok postawił syn, zanim wyjechał do Ameryki. Pani Stefania zamieszkuje parter. Tu też panuje idealny ład. Jej zamiłowanie do porządku widać nawet w kotłowni. Obok pieca położone jest czyściutkie linoleum, a wszystko lśni. Nawet bryły węgla, który pozostał po zimie w wiaderku, sprawiają wrażenie jakby były wypolerowane.
Gdy tylko jest ciepło, gospodyni siada na taborecie pośrodku zarośniętego równiutką trawą dziedzińca. I plecie.
Jak wylicza, za dobrych czasów, gdy skarpety z owczej wełny schodziły jak ciepłe bułeczki, przerobiła na ciepłe pary pewnie z 2 tony wełny. Oprócz tego, 21 lat przepracowała w nowotarskim kombinacie przy produkcji butów. Józek robił po budowach. Obrotny był, każdą robotę potrafił wykonać. Mieli gospodarkę, konia i traktor, pola nakupowali.
– Życie przeminęło jakby drzwi otworzył i zamknął – wzdycha. – Dobrze, że daję sobie radę i opieki nie potrzebuję. Jak chcę pogadać, to do sąsiadów idę czasem 2-3 razy przez dzień. Bo ja gadatliwa jestem i żartobliwa – dodaje z uśmiechem na twarzy i zawadiackim błyskiem w oku.
Wnuk stale się nią opiekuje – przyjeżdża regularnie. To zawiezie w niedzielę do kaplicy, to trawę na placu wykosi. Syn z Ameryki dzwoni, pieniądze posyła. Namawiał, by przyjechała tam na stałe. Ale jej to nie w głowie. Mówi, że starych drzew się nie przesadza. Choć dostała zaproszenie na ślub wnuka – raczej nie poleci. Lekarz nie zaleca. Ślubną mowę spisała i wysłała siostrze do Chicago, by przeczytała ją w zastępstwie.
Bo Pani Stefania jest gościem obowiązkowym każdego wesela w rodzinie. I choć tonecnicą już nie jest taką jak niegdyś – niezmiennie od 30 lat wygłasza mowę przed wyprowadzeniem młodych z domu. Zawsze z pamięci, pewnym i mocnym głosem jakby nieprzystającym do drobnej postury. Do Ameryki nie poleci, ale już w sierpniu wygłosi mowę we Wróblówce, gdzie kolejny wnuk się żeni.
I tak się życie plecie, oczko za oczkiem, przychodzą kolejne tygodnie, tworząc wzorzysty wzór złożony z radości i skutków, blasków i cieni. I jeszcze jeden element, który zdaniem pani Stefanii te pętelki czasu trzyma w całości. To wiara i modlitwa, które pozwoliła jej przetrwać deszcze i smutki, by cieszyć się radościami.

tekst: © Józef Figura
foto: © Bartłomiej Jurecki

Fotografie prezentowane na tej stronie są chronione prawem autorskim. W razie zainteresowania proszę o kontakt.

2018 © Copyrights Bartłomiej Jurecki
Website design by britanniaweb.co.uk with a support of lovePoland.org