Scroll Top

Maria Mrożek

Do ludzi z uśmiechem idź

R

oboty nie odkładaj, bo nie warto. Wspieraj najbliższych. Dziel się z innymi. Choć Maria Mrożek ma 93 lata, mówi z uśmiechem “Nie jestem dziad, coby nie pomóc”.
Dziś niewiele pamięta z dzieciństwa. Trzy, może cztery lata temu było inaczej, chętnie wspominała dawne czasy. Mówiła, jak przy kolejnym porodzie zmarła jej mama. W domu było ich czworo. Same drobiazgi. Ona najstarsza, miała sześć lat, najmłodszy brat zaledwie dwa. Ojciec, który pochodził z zamożnej rodziny, ożenił się ponownie ze służącą. Niewiele o niej mówiła. Swojej córce imię dała po mamie – Honorata.
Gdy miała 13 lat, wybuchła wojna. Kiedy do Zaskala przyszli Rosjanie, ojciec, zdając sobie sprawę, że może się spodobać żołnierzom, ukrył ją i macochę w stodole pod podłogą. Na wierzch schowka wrzucił słomę. Wojacy długo jej szukali, ale nie znaleźli. Odchodząc, zapowiedzieli ojcu, że po niego wrócą i go zastrzelą. W Ludźmierzu stał most, który dobrze było widać z ich domu – mieli nim wrócić Ruscy, ale tuż przed ich przyjazdem most został zaminowany i wyleciał w powietrze. Już po tatę nie przyjechali. 
Dawniej nie było wyboru. Za kogo kazali wyjść za mąż, z tym trzeba było brać ślub. Chciała innego. Pięknie tańczył, był przystojny. Tata z macochą przed nim drzwi zamknęli, bo był biedny. Znaleźli do niej innego, z majątkiem. Był z niego dobry człowiek. Pracowity, opiekuńczy i bardzo ją kochał. Czasami tylko z zazdrością mówił, że go od razu nie chciała, a za innym się oglądała. 
Przeżyli razem czterdzieści lat. Mieli pięcioro dzieci: Krysię, Wicka, Marię, Honoratę i Staszka. Nie było łatwo, gazdowali. Obok domu było pole. Nieraz pchała wóz, bo nie mieli konia. Były za to krowy, owce, gęsi, kury i kaczki. Pracy przy nich było sporo. Robiła, co mogła, by żyło się im lepiej. Sama nauczyła się pleść na drutach. Wełniane skarpety, czapki i swetry z wymyślanymi przez nią wzorami szybko rozchodziły się na jarmarku w Nowym Targu. Zbyt był taki, że handlujący przyjeżdżali do niej i składali zamówienie. Swego czasu wybrała się do Łodzi po materiał, jakiego w okolicy nie było. Sprzedała go i swoje zarobiła, choć jej mówili: nie jedź. Potem wiele razy kursowała po deficytowy towar, bo głowę do interesów miała.
Kiedy dzieci założyły rodziny, większość z nich wyjechała do Stanów. Ona też tam była kilka razy. Do samolotu wsiadła odważnie. Nigdy nie bała się nowych wyzwań. Pojechała do najstarszej córki. Wcześniej wyprawiła ją z domu jak należy, kupiła z mężem meble z Kalwarii, a także futro i czapki z lisów. Tych ostatnich nie wolno było przewozić, ale udało się je poutykać pomiędzy szafkami. I tak przemyt się udał, a córka chodziła ubrana jak trzeba. Wszystko za Wielką Wodę dotarło w kontenerach. Za tak zwane wiano nie trzeba było wówczas płacić cła, a młodym łatwiej było rozpocząć nowe życie.
Jej pierwszy wyjazd do Chicago trwał 10 miesięcy. Ponownie była nieco dłużej, ale wróciła, bo mąż bardzo tęsknił. Za pierwszym i drugim razem pracowała u znajomej córki w restauracji. Potem długo nie wyjeżdżała. Ponownie postanowiła odwiedzić rodzinę, gdy miała 80 lat. Tym razem poleciała razem z córką. Radość z jej przyjazdu była ogromna. Najbliżsi byli szczęśliwi, ona też dobrze się czuła, bawiąc małą prawnuczkę. Ostatni raz odwiedziła rodzinę w Stanach, gdy miała 83 lata. Była w Chicago, a także na Florydzie, a choć było jej dobrze, zatęskniła do domu, do Zaskala.
Sześć lat temu z Zaskala przeprowadziła się do córki Honoraty Kowalczyk i mieszka razem z nią w Łapszach Niżnych. Chciała być blisko rodziny, u której wcześniej od czasu do czasu pomieszkiwała. Być bliżej córki, wnuków i prawnuków: Oleńki i Hani. Z rodzinnym domem rozstała się bez łez, zabrała parę rzeczy i góralskie ubrania, w których tak dobrze się czuła. Kolorowe spódnice, koszule, a także ulubione białe chusty, bo w ciemnych chodzić nie zamierza – nie są aż takie paradne. 
Każdego dnia wstaje rano i szykuje się do Dziennego Domu Seniora w Niedzicy. Ma tu swoich znajomych. Czas na rozmowę i rysowanie, które od czasu, gdy już nie robi na drutach, uwielbia. W kwietniu ma świętować 93. urodziny. Ma być Msza Święta, a później urodzinowy tort i wielki zjazd rodzinny, taki jak co roku – ma przecież 16 wnuków i 16 prawnuków, a niebawem rodzina się powiększy, bo kolejne dzieci mają przyjść na świat.
Historię pani Marii Mrożek opowiedziała jej córka Honorata Kowalczyk z Łapsz Niżnych.

tekst: © Aneta Dusik
foto: © Bartłomiej Jurecki

Fotografie prezentowane na tej stronie są chronione prawem autorskim. W razie zainteresowania proszę o kontakt.

2018 © Copyrights Bartłomiej Jurecki
Website design by britanniaweb.co.uk with a support of lovePoland.org