Scroll Top

Helena Myrda

Miłość szalona i niemożliwa

T

akiej historii w żadnej powieści by nie wyczytała. Przeżyła ją sama.
Ostatnią, czwartą, klasę szkoły Helena Myrda z Morawczyny skończyła w 1933 roku. Jeszcze zachowała świadectwo pod panieńskim nazwiskiem Gałaczyńska i z samymi piątkami. A na cenzurce między innymi takie przedmioty jak ćwiczenia cielesne czy roboty kobiece. 
Dalszej nauki nie było – ktoś musiał krowy paść. Mimo skąpej edukacji – na całe życie pozostało jej zamiłowanie do książek. Już jako dorosła gaździna nieraz szła do szkolnej bibliotekarki z jajkami i serem, a wracała z książką. Zaszywała się w inny świat i mogła zapomnieć o swoim. A ten mógł posłużyć za wiodący temat niejednej powieści. Choć może żaden mistrz pióra nie wpadłby na to, co zgotował jej los. I bliscy.
Mezalians
Całe życie przemieszkała w rodzinnej Morawczynie. Najmłodsza z piątki rodzeństwa miała szczęście, a raczej – jak się okaże – nieszczęście żyć w dostatniej rodzinie. Ojciec był nawet rok w Ameryce. Doszedł do wniosku, że nikogo nie zamordował, żeby tak ciężko harować. I wrócił do Polski. A tu wcale tak źle nie było. Miał gazdówkę, wójtem nawet był. Jego żona, a mama pani Heleny, była akuszerką. – Przynosiła dzieci zamiast bociana – śmieje się pani Helena.
Można powiedzieć – zamożna i szanowana rodzina. Z czasów wojny wspomina swój pobyt w nowotarskim szpitalu, gdy ciężko zachorowała na tyfus. To jedyny raz w życiu, gdy na dłużej musiała zostać pod opieką doktorów. Z okupacji wspomina jeszcze Tadeusza Morawę, który chronił się czasem w ich domu.
Po wojnie przyszła miłość. Spełniona, szalona i niemożliwa. Władek mieszkał w tej samej wsi. Zakochali się w sobie bez opamiętania. Jednak nie takiego zięcia wymarzyli sobie rodzice. Może i był przystojny, ale goły – żadnego pola i majątku. Zgody nie było. Nawet wówczas, gdy Helena oznajmiła, że jest w ciąży. Chcieli z Władkiem uciec. Ale mama się dowiedziała i zamknęła w skrzyni wszystkie ubrania. Nie było szans. Poddała się, nie widząc wyjścia.
Anię wychowywała razem z rodzicami. Dziś Anna wciąż pamięta jedyny obraz ojca, jaki jej pozostał w pamięci. Miała kilka lat, gdy Władek przeszedł koło domu. Gdy ona biegała z dziećmi – wziął ją na ręce, dał odpustowego cukierka, przytulił. Tyle.
Władek zniknął. Dowiedziały się, że zmarł w nowotarskim szpitalu. Ludzie we wsi powtarzali, że oszalał. 
Miłość opętana
Choć Helenie rodzice szybko znaleźli męża, to nie miała już więcej dzieci. Jan wpadł w oko nie jej, a rodzicom. Pasował, bo i pole miał i wartki chłop z niego był. Kowalstwem się parał. Na gazdówce skosił koniczynę skoro świt, zanim wszyscy z łóżek powstawali. Pieniądze miał. Pierwszy telewizor we wsi kupili. Ale szczęśliwi nie byli. I nieszczęśliwie się wszystko zakończyło. – Kiedyś ktoś ukradł mu kabel od młockarni – wspomina. – Kazał mi iść do proroczki, która mieszkała gdzieś na Grelu. Umiała wszystko przewidzieć, więc liczył, że wskaże złodzieja. Ale ona popatrzyła tylko na mnie i powiedziała: masz życie jak pies na łańcuchu. I prawda to była.
Jan, oprócz tego, że był obrotny, to jeszcze wypić lubił. A wtedy był nieobliczalny. Naczynia potrafił potłuc, łóżko rozwalić, izbę zdemolować. Uciekały, gdzie się tylko dało. Anna dotąd nie mówi na niego inaczej jak “ojczym”. Wspólne życie trwało 15 lat.
Dramatycznego finału tego związku nie spodziewał się nikt. W żadnej powieści Helena tego by nie wyczytała.
Pamięta poranek, gdy jak zwykle poszła po siano, by nakarmić konia. Zobaczyła męża wiszącego w stodole. Targnął się na swoje życie. Dlaczego? Coś w nim widać pękło. 
Zdradzał żonę z dużo młodszą kobietą. Narodził im się syn, którego Helena zgodziła się wychowywać. Młoda matka jednak nie pogodziła się z utratą dziecka i zabrała go do siebie.
Co miał w głowie Jan, gdy sięgał po sznur – tego już nikt nigdy się nie dowie. – To taka opętana miłość była – ocenia po latach.
Helena została sama. Niewiele brakło, by straciła także dom, który razem z Janem budowali. Tuż po pogrzebie wprowadziła się do niego teściowa ze swą synową. Kazały się wynosić, bo to ojcowizna, więc teraz jest ich.
To, że Helena dożyła sędziwej starości na swoim, zawdzięcza milicjantowi, który przyjechał z interwencją. I jego salomonowej decyzji. – Z tobą spał czy z żoną? – zwrócił się wprost do krewnej. Kobiety spakowały pierzyny, z którymi przyszły. 
Rodzina i radość bez łez
Więcej Helena już za mąż nie wyszła. W domu pilnuje rodziny. Córka ma szczęśliwe małżeństwo, którego owocem jest trzech synów. 97-letnia nestorka rodu wymienia jeszcze 3 wnuków, 4 prawnuków i 4 praprawnuków. 
– I tak życie przeszło. Jak już wdową zostałam, to zrobiło się dobrze. Rodzina jest zgodna i sąsiadów mam bardzo dobrych – mówi spokojnym głosem.
Dziś jej dzień wyznacza Radio Maryja, które zastępuje kościół, do którego ma już za daleko, by dojść o własnych siłach. Kolana bolą coraz bardziej, więc po domu chodzi, podpierając się ciupagą, którą dawno temu ze szkolnej wycieczki do Zakopanego przywiózł wnuk Paweł. Słyszy słabo, więc podkręca gałkę odbiornika i wszyscy domownicy chcąc nie chcąc modłów zgodnie wysłuchują.
Nie narzeka. – Martwi mnie tylko, że Polska zbiednieje przez takich starych ludzi jak ja. Przecież od 1982 roku emeryturę mi wypłacają – dodaje z zawadiackim uśmiechem.
W radiu wysłuchała przepis na zdrowe życie – dobrze się odżywiać i dużo ruchu zażywać. Toteż Helena lubi sobie gotowanej kapusty pojeść, nie stosuje diet, na deser ciasteczkiem nie wzgardzi albo dla odmiany czymś kwaśnym się uraczy. A potem – ciupaga w rękę – i na balkon albo w podwórko wyruszy. – Trzeba się cieszyć, że mi do głowy nic nie wlazło. Tak jak niektórym na stare lata, co pamięć tracą, z domów uciekają. Ja co prawda nie ucieknę, bo nogi mnie bolą, ale pamięć się przydaje – dodaje ze śmiechem.
A gdy pytam, co w życiu najważniejsze, zastanawia się chwilę. I już całkiem poważnie dodaje – żyj tak, by inni przez ciebie nie płakali.

tekst: © Józef Figura
foto: © Bartłomiej Jurecki

Fotografie prezentowane na tej stronie są chronione prawem autorskim. W razie zainteresowania proszę o kontakt.

2018 © Copyrights Bartłomiej Jurecki
Website design by britanniaweb.co.uk with a support of lovePoland.org