Scroll Top

Andrzej Galica

Góral z Big Brother

P
ół życia spędził w góralskich portkach, zdarł ponad 20 par. Baciarzył, ucinał ceprom krawaty, ale największą sławę zdobył w programie Big Brother.
Chłopy z rodu Galiców były zawsze rosłe i siały w okolicy postrach. Jak w okolicy pojawiała się czwórka braci Dereciorzy, to wszyscy schodzili im z drogi. Jednym z nich był ojciec Andrzeja. Podkreśla, że jest z tych Galiców, z których wywodzi się słynny generał.
Po przodkach Andrzej odziedziczył posturę budzącą respekt i góralską naturę. Honor i upartość. – Twardy jest, ale w środku ma miękkie serce – śmieje się żona Joanna.
Andrzej mieszka w Zębie, na rodzinnej parceli, na tej samej, na której mieszkał prapradziadek. – Bo u nas zawsze chłop zostawał na placu – tłumaczy krótko. Kiedyś stała tu kuźnia, bo dziadek Jędrka był kowalem. – Żona mu młodo umarła, został z szóstką dzieci – opowiada. Tę kuźnię i stare zabudowania pamięta dobrze. W pamięci utkwił mu taki obrazek, najwcześniejszy chyba: – Miałem wtedy może ze trzy lata. Poszedłem z mamą do sąsiadki. Pamiętam, jak zaglądaliśmy przez wymalowane mrozem okno, a w izbie pod piecem trzymali małe świnki
Z zawodu jest kucharzem, choć w życiu się wiele nie nagotował. Przez 3 lata, kiedy był w wojsku. – Byłem w marynarce na morzu, na ścigaczach okrętów podwodnych. Gotowałem dla 35-osobowej załogi – wspomina.
Najdłużej przepracował jako kelner w legendarnej “Chacie Zbójnickiej” przy Jagiellońskiej w Zakopanem. Aż 23 lata. Restauracja słynęła w latach 90. z tego, że obcinano w niej krawaty. Bywalcy o tym wiedzieli, więc nie ubierali się elegancko. Ale niewtajemniczeni byli często podpuszczani, a gdy pojawili się pod krawatem, byli poddawani specjalnej egzekucji. – Kładło się łeb na pień i siekierą z odpowiednim zamachem ucinało krawat – wspomina Jędrek. – Strach u ludzi był. Jeden Niemiec to nawet w portki puścił. Faza była na maksa – śmieje się. – Trochę się tych krawatów uzbierało – dodaje. Restauracja słynęła z tego, że drzwi były od środka zamykane, trzeba było “burzyć” w drzwi, żeby pojawił się rosły kelner w stroju zbójnika, który “po góralsku” najpierw puszczał panów, a potem panie. – Właścicielka tak dobierała kelnerów, żeby był kawał chłopa, a nie laluś. Musiał też mieć naturę góralską. Tu kelner rządził klientem, a nie odwrotnie – tłumaczy. – Można było sobie pozwolić, żeby gościa zmaltretować – dodaje. A goście bywali nie byle jacy, bo i minister się zjawił, i niejeden – jak by go dzisiaj nazwać – celebryta.
“Maltretowanie” gości nie było jedyną przyjemnością. Przystojni, rośli kelnerzy mieli wzięcie u płci pięknej. – Oj, na portki góralskie dziewczyny leciały – uśmiecha się tajemniczo. A tych portek to w swoim życiu Jędrek zdarł ponad 20.
To w “Chacie Zbójnickiej” Galicę wypatrzyli ludzie z TVN i tak w 2001 r. trafił do popularnego wówczas programu “Big Brother”. – Pijany byłem, to się zgodziłem, a rano przyjechali po mnie, ledwo się obudziłem i trzeba było jechać do Warszawy – mówi. Był w programie, bez kontaktu ze światem zewnętrznym aż 3 miesiące. W finale zajął drugie miejsce.
– Ten program uczył życia i pozwalał poznać ludzką naturę i siebie samego. Byli tacy, którzy by matkę i ojca sprzedali, żeby zaistnieć – wspomina. – Ja się nie wychylałem, kłótniami się nie zajmowałem, trochę błaznowałem, tak jak w knajpie – opowiada. Łatwo nie było, wszędzie były kamery, śledziły każdy ruch.
Łatwo nie było także po powrocie do Zębu, ale już z innego powodu. – Przychodzili mnie oglądać jak Matkę Boską. Autokarami przyjeżdżali do mnie po autograf. Tak, jak teraz jeżdżą pod dom Kamila Stocha – mówi. Choć siostra nagrywała każdy odcinek, do dziś Jędrek nie obejrzał tych kaset. – Tylko finał na YouTube obejrzałem, i to całkiem niedawno – dodaje.
Dziś wiedzie spokojne życie z rodziną. Pracuje w karczmie “U Zapotocznego”, 300 metrów od domu. – Nie ma tam obcinania krawatów, ale docinać gościom można. Tam też gość jest dla kelnera, a nie odwrotnie – śmieje się.
Pasję ma jedną – motory – choppery. Założył nawet stowarzyszenie Podhalański Klub Motocyklowy, jest prezydentem na Podhale międzynarodowego Klubu Gremium MC.
Jeździ po Europie, uczestniczy w zlotach, sam jest ich organizatorem. Marzy o wyprawie do USA i przejechaniu motocyklem słynnej Road 66.
Twierdzi, że wiedzie spokojny żywot. Nie zawsze tak było. – 23 lata mojego życia to była jedna wielka baciarka – przyznaje. – Grzeczny nie byłem – kwituje, ale nie chce rozwijać tematu. Chętniej mówi o stabilizacji, domu i dzieciach. – To jest najważniejsze – twierdzi 47-letni góral z najwyżej położonej miejscowości w Polsce.

 

tekst: © Beata Zalot
foto: © Bartłomiej Jurecki

Fotografie prezentowane na tej stronie są chronione prawem autorskim. W razie zainteresowania proszę o kontakt.

2018 © Copyrights Bartłomiej Jurecki
Website design by britanniaweb.co.uk with a support of lovePoland.org