Scroll Top

Władysława Hazy

Drugiego życia nie ma

S

ą takie historie, które nie chcą ułożyć się w całość. I wspomnienia, które mają kilka wersji.
Wiek i choroba pani Władzi Hazy powodują, że przeszłość zaciera cię coraz bardziej. Choć są i takie wydarzenia, które mimo upływu lat pozostają wyraźnym obrazem dla 84-latki.
Dzień wybuchu wojny. I złowrogie odgłosy samolotów nad głowami. Władzia miała wtedy 3 lata. Schowała się pod łóżkiem. – Ten strach pamiętam do dzisiaj – mówi.
Nigdy też nie zapomni, jak do domu przyszli Niemcy i okropnie zbili ojca za to, że przyniósł z tartaku jedną deskę. – W domu byłam sama z tatą. Widziałam, jak go torturują. Nie wiem, jak to zrobiłam, ale zawiozłam rannego tatę na wózku do szpitala – wspomina.
Z tych dobrych rzeczy, których pamięć nie zatarła, jest smak zupy, którą mama przynosiła w dużej borni. Pracowała w kuchni. W domu na tę zupę czekała ósemka dzieci – 5 dziewczynek i 3 synów. Nic potem już tak nie smakowało.
Pamięta też szmacianą lalkę, która była towarzyszką jej dzieciństwa. Uszyła ją któraś ze starszych sióstr. Lalka, choć nie idealna, była najpiękniejsza. Umiała słuchać i przenosiła dziewczynkę w wyimaginowane światy.

Od ilu lat pani Władzia mieszka w Domu Pomocy Społecznej “Smrek” w Zaskalu, nie pamięta. Słynie z najpiękniejszych uczesań, a to za sprawą pani Kasi, fizjoterapeutki, która wymyśla dla niej codziennie inne fryzury. Bo pani Władzia mimo 84 lat ma ciągle piękne, długie włosy.

Tęskni za swoim domem w Zakopanem, który stoi opustoszały niedaleko “Kabeki”. Mieszkać – jak twierdzi – się tam nie da, bo w budynku nawet wody nie ma. Studnia znajduje się 70 metrów dalej.
Choć bieda była, było i wesoło. Koło domu była górka, na którą przychodziły dzieciaki z okolicy, by pozjeżdżać na sankach. Latem bawili się najczęściej w chowanego.
Skończyła 8 klas podstawówki, od 14. roku życia pracowała w drukarni, przez ponad 30 lat. – W sąsiedztwie był “Jędruś”. – Po pracy chodziłam tam na potańcówki. Powodzenie u chłopców – nie powiem – miałam – opowiada. Szybko jednak dodaje, że liczył się tylko jeden – Adam. – Poznaliśmy się na zabawie, on mnie wypatrzył. chodziliśmy na randki do Kuźnic. Starał się o mnie, pilnował, żebym do potoka nie wpadła – opowiada. – I czekoladki w prezencie przynosił – dodaje. Twierdzi, że przeżyli wspólnie 7 lat. – Za dużo palił, dostał raka płuc i zmarł – opowiada.
Ale zanim zmarł, zdążyli pojechać na jedyne w życiu wczasy – do Wysowej. Chodziliśmy na zabawy, spacery, kościółek był niedaleko – wspomina te chwile z sentymentem.
Czasem zastanawia się, co by było, gdyby mogła drugi raz przeżyć swoje życie. Co by zmieniła. – Może wyjechałabym z Podhala? – zastanawia się. – Do córki siostry, tam, gdzie życie byłoby łatwiejsze, warunki lepsze – mówi.
Tęskni za swoim domem w Zakopanem. – Bardzo chciałabym tam wrócić, ale wiem, że to niemożliwe – mówi. – Ja to tylko na myślach siedzę, zamartwiam się, choć wiem, że to nic dobrego – twierdzi. – Lepiej się czymś zająć. Jak idę do kuchni, pomogę znieść talerze, posprzątać, to nie myślę o smutkach – mówi.

tekst: © Beata Zalot
foto: © Bartłomiej Jurecki

Fotografie prezentowane na tej stronie są chronione prawem autorskim. W razie zainteresowania proszę o kontakt.

2018 © Copyrights Bartłomiej Jurecki
Website design by britanniaweb.co.uk with a support of lovePoland.org