Scroll Top

Helena Kowalczyk

Ale matka jest tylko jedna

U

rodziła szesnaścioro dzieci, dorobiła się gazdówki i reumatyzmu, a blask uśmiechu nie gaśnie w jej oczach.
– Irena, Józek, Staszek, Marysia, Anna, Ula, Marian, Edek, Franek, Krystyna, bliźniaki Zbyszek i Krzysiek, zmarłe Zosia i Stefan. Ile mamy? 
– Czternaście – odpowiadam.
Helena Kowalczyk z Podsarnia, która skończyła 91 lat, chwilę się zastanawia, ale z podpowiedzią przychodzi najstarszy syn.
– No jasne, jeszcze Lucyna i Hela – dodaje zadowolona matka szesnaściorga dzieci.
I błękitne oczy rozjaśnia promienny uśmiech. Bo choć wiek i schorowane stawy już nie pozwalają stanąć na nogi, to optymizm nie opuszcza starszej pani.
Tymczasem życie nie rozpieszczało. Sama miała siedmioro rodzeństwa. Ojca pijaka, biedę w domu i jeszcze za Niemca wywózkę na roboty. Obiecywali pracę i zarobek, w rzeczywistości było niewolnictwo i jedzenie resztek. – Raz w upały przywieźli zupę. Gdy otwierali gar, to wybuchło, aż się Niemiec wystraszył. Tak wszystko zdążyło skisnąć. Ale co było robić. Głodni byliśmy, to zjedliśmy – wspomina.
Mama, z którą wyjechała na roboty, zmarła tam na raka. Pamięta ostatnie pożegnanie. Hankę wezwali, gdy mama była już nieprzytomna. Następnego dnia zmarła.
Potem był żal, bo gdy wróciła do domu, okazało się, że niewielkie pieniądze, które Niemcy przesyłali do domu za ich pracę, ojciec przepił. Potem odszedł, ożenił się z inną. A w domu bieda pozostała.
Wszystko zmieniło się, gdy rok po wojnie poznała Alojzego. Dziewięć lat starszy kawaler pochodził z Harkabuza, a poznali się na tańcach. Też wyszedł z wielodzietnej rodziny, wiedział, co to bieda. Helena miała niespełna osiemnaście lat, gdy się pobrali. Ślub był cichy, bo nie stać ich było na wesele. Świadkiem był kościelny – nawet nie wiedzieli, że trzeba przyprowadzić swojego.
Zamieszkali w rozpadającej się, opuszczonej chałupce po pradziadkach. Wiatr hulał, dach przeciekał, ale miłość kwitła. Pierwsze dziecko przyszło na świat, jak Pan Bóg przykazał – rok po ślubie. A potem – jak mówią – co rok to prorok.
Pobożne życie wiedli. Alojzy był dróżnikiem, codziennie budził wszystkich o świcie i całą rodziną odśpiewywali godzinki. Zawsze. Potem dzieci wracały pod pierzynę, Alojzy szedł do roboty, a Helena, która wstawała jeszcze wcześniej – wracała do szycia czy pielenia ogródka. Bo zaradna była. A to pierzyny robiła, gdy stada gęsi się dorobili, a to ubrania szyła, gdy kupiła maszynę na pedały.
Dzisiejszy ból, który odebrał jej władzę w nogach, wywodzi z czasów młodości. Pranie trzeba było robić w rzece, z potoka wodę nosić. Bo studnię mieli jakąś dziwną. Na deszcz woda w niej znikała, gdy słońce świeciło – wracała. Jak to się działo – tego do dziś nikt nie wie.
Alojzy, dróżnik, który nadzorował budowę dróg, zmarł w 1980 roku. Miał 61 lat. Chorował na raka. Ale już wcześniej raz ledwie uszedł śmierci. Ten obraz do dziś pani Helena ma przed oczami. Tej nocy wrócił późno i położył się spać na sianie. Gdy tam poszła, powiedział tylko: “Mamuś nie krzycz, ja walczył ze śmiercią”. A gdy rozpięła kurtkę, wylała się już częściowo zakrzepła krew. Okazało się, że dróżnika potrąciła furmanka. A że było to w czasie pracy, a i on coś wypił – zdecydowali się nie wzywać karetki. Zagoi się samo. Tymczasem bark był rozcięty, ścięgno naderwane. Konieczna była operacja. Dzięki temu, że w porę wezwała lekarza, udało się męża uratować.
Stopniowo żyło im się coraz lepiej. Najpierw zbudowali mają stajenkę, potem postawili duży dom. Kupili konia, by obrobić pole, potem krowę i drób. Gazdówka się rozrastała, a oni odkładali każdy grosz. I nigdy pieniędzy nie pożyczali. Gdy córki wychodziły za mąż, już nie miały cichych ślubów. Wesele trwało trzy dni, a goście tydzień się rozchodzili. Alojzy za punkt honoru stawiał sobie, by wiano każdej córce dać.
Dziś już niemal wszyscy się rozjechali po całym kraju. W domu z panią Heleną zostali synowie – Józek i Staszek, kawalerowie, i wnuczka z dziećmi.
Ale na brak odwiedzin Helena Kowalczyk nie może narzekać. Gdy przyjdą urodziny, to gości trzeba rozłożyć na kilka dni, bo trudno byłoby wszystkich pomieścić. Potomstwa nie brakuje. Helena Kowalczyk ma dziś 36 wnuków, 40 prawnuków (plus 4 w drodze), 3 praprawnuki. W sumie 95 potomków.
Mimo świetnej pamięci – wszystkich imion Helena Kowalczyk wymienić już nie potrafi.

tekst: © Józef Figura
foto: © Bartłomiej Jurecki

Fotografie prezentowane na tej stronie są chronione prawem autorskim. W razie zainteresowania proszę o kontakt.

2018 © Copyrights Bartłomiej Jurecki
Website design by britanniaweb.co.uk with a support of lovePoland.org