Scroll Top

Andrzej Dziedzina Wiwer

Wpisany w Pieniny

N

ie pchaj się tam, gdzie cię nie proszą. Tej zasadzie od lat hołduje “Twardy jak skała” Andrzej Dziedzina Wiwer ze Szczawnicy i dobrze mu z nią.
Nie ma drugiego takiego górala w Szczawnicy. Poety, regionalisty i ratownika GOPR. Gawędziarza, przewodnika górskiego, a gdy na plakatach w uzdrowisku pojawia się “Wesele góralskie” wystawiane przez Zespół Regionalny im. Jana Malinowskiego – również aktora.
– Nigdy nie zastanawiałem się nad swoim mottem życiowym. Po raz pierwszy, ktoś mnie o nie pyta – przyznaje. Andrzej Dziedzina Wiwer w życiu kieruje się sprawdzonymi zasadami – nie pcha się tam, gdzie go nie proszą Za żadne skarby świata nie zgodzi się również zasiąść w jury regionalnego konkursu, choć gwarę szczawnicką zna świetnie, a jego wiersze mówione przez uczestników niejedną cenną nagrodę zdobyły. – Staram się swoją wiedzę przekazywać innym – podkreśla. I gdy wychodzi jako przewodnik w góry, a czyni to od lat 70., nie ma sobie równych. – Są dni, po moich szpitalnych przejściach, że mi się nie chce, ale to nie trwa długo, wiem, że muszę iść – mówi. – Nie mam jednego miejsca, gdzie uwielbiam chodzić – dodaje.
– Kiedyś jeździłem nawet na dwudniowe wycieczki do Wrocławia czy do Kalwarii Zebrzydowskiej, teraz już tak nie wyjeżdżam. Obecnie oprowadzam po Szczawnicy kuracjuszy z “Nauczyciela”, “Dzwonkówki” i z “Budowlańca” – dodaje. Podczas takich spotkań przewodnik opowiada przeróżne historie związane z najważniejszymi miejscami w uzdrowisku. Fakt, że studiował folklorystykę w Sączu i bronił pracę u wybitnego etnografa Romana Reinfussa, pomaga w tym, by nie trzymać się tylko informacji “przewodnikowych”, ale opowiadać z pasją o Szczawnicy.Wyjaśniać, tłumaczyć i zachęcać do pytań. Te ostatnie zdarzają się często i bywają różne. – Nieraz zdarzają się nietypowe pytania… choćby ile mam roków. Byłem w Homolach z grupą emerytów. Narzekali, że źle się czują, a muszą chodzić, a jak się okazało, większość z nich młodsza była ode mnie – wspomina.

Od lat nie jest już aktywnym ratownikiem GOPR, za to udziela się w klubie seniora. – Człowiek czuje się, że jest w tej społeczności ratowników, ale sam po sobie czuję, że mając tyle lat, nie mogę się równać z młodym, zdrowym 20- czy 30-latkiem. Radą ogólną jeszcze mogę służyć, ale w zakresie elektroniki i nowoczesnego sprzętu nie pomogę. Kiedy zaczynałem w 1967 roku, wszędzie trzeba było dotrzeć na nogach, czasem ktoś, kto miał auto, po równym nas podwiózł, i to tyle. Niejedną osobę trzeba było znieść na plecach – dodaje. W pamięci pana Andrzeja do dziś głęboko tkwi akcja z lawiniska w Tatrach, gdzie razem z innymi ratownikami poszukiwali zaginionej osoby. Poszukiwania zakończyły się fiaskiem. – Mróz był taki, że moje wąsy od oddechu przymarzły mi do kurtki. Na początku mocno przeżywałem wszystkie akcje. Do dziś pamiętam śmierć człowieka, który powinien znać góry. Zawsze w lutym Akademia Górniczo-Hutnicza robiła Rajd na Prehybę i na Gabańce znaleźliśmy jednego z uczestników. Już nie żył – wspomina.

Andrzej Dziedzina Wiwer liczy swoje wiersze. Ma ich dokładnie 3.400. Wydał kilka tomików. Pierwszy nosi tytuł “Cyś Ty”, później była “Droga Krzyżowa”, którą “ocenzurował” przed publikowaniem ks. dr Stanisław Sojka. Kolejny zbiór wierszy “Wypominki” ukazał się w 2002 r. Jego utwory cały czas można znaleźć w szczawnickim miesięczniku “Z doliny Grajcarka”. Pięć lat temu na rynku wydawniczym pojawiła się “Wyłónacka. Słownik gwary szczawnickiej” autorstwa pana Andrzeja. – Najwięcej mojej pracy było przy zbieraniu naszych szczawnickich słówek, zacząłem w latach 80. Jak się okazuje, i tak nie wszystkie zebrałem, bo jeszcze od czasu do czasu usłyszę od starszych osób nowe słowa – dodaje.

 

tekst: © Aneta Dusik
foto: © Bartłomiej Jurecki

Fotografie prezentowane na tej stronie są chronione prawem autorskim. W razie zainteresowania proszę o kontakt.

2018 © Copyrights Bartłomiej Jurecki
Website design by britanniaweb.co.uk with a support of lovePoland.org