Mam dobrego Anioła Stróża
aria Haber od dawna wie, że ten, który nad nią czuwa, jest naprawdę wyjątkowy.
Skąd takie przekonanie. Gdy miała 5,5 roku, wpadła do studni. Sama poszła po wodę. Studnia nie była tak jak teraz murowana, ale drewniana. Pełne wiadro przeciążyło niewielką dziewczynkę.- Pamiętam to tak dokładnie, jakby się to dziś wydarzyło, krzyku narobiłam, jak przybiegłam do domu. Byłam zziębnięta. Mama mnie w ciepłej wodzie obmyła i przykryła pierzyną. W studni było pełno glonów. Jak sama z niej wyszłam – nie wiem, widać mam dobrego Anioła Stróża – mówi.
Pani Maria nie miała łatwego życia. Gdy miała 14 lat, zmarła jej mama. Jako najstarsza z rodzeństwa przejęła po niej obowiązki. W domu oprócz niej była jeszcze siostra i dwóch braci. – Dziadka miałam dobrego, wszystkiego mnie uczył. Pomagał i tłumaczył, co mam robić. Zawsze miał dla mnie czas – wspomina. Pracy w domu było sporo. Przędzenie, krosna, bielenie płótna, a także szycie ubrań. W polu też było sporo zajęć. Gdy przychodziło lato, z rodzeństwem zbierała poziomki i sprzedawała. Maliny zanosiła do skupu. – Gotowałam dla całej rodziny. Nieraz się poparzyłam, bo piece były inne niż teraz – opowiada.
Oprócz pracy była też nauka. Choć z jej domu w Rzepiskach do szkoły było 5 kilometrów, chętnie do niej chodziła. – Dzieci w szkole były grzeczne. Jak ktoś rozrabiał, to dostał i był cicho. Mnie się nie obrywało, bo słuchałam nauczycielki i dobrze się uczyłam. Gdybym mogła dalej się uczyć, mogłabym zostać nauczycielką, ale tata nie chciał, mówił, że w domu jest co robić – tłumaczy.
Gdy miała 25 lat, poznała męża, po dwóch miesiącach wyszła za niego za mąż. – Chłopy ze wsi chodzili do lasu, on też razem z nimi. Któregoś dnia przyszedł do mnie do domu i zapytał, czy z nim będę. Od razu się zgodziłam. Dobrze mi z nim było, robotny był. Urodziłam pięcioro dzieci. Dziewczęta były jak jedle, a chłopcy jak smreki – podkreśla.
On chodził do lasu, ona zajmowała się domem i polem. Wychowywała dzieci, jak potrafiła. Oprócz nauki była także praca i codzienna modlitwa. – Dzieci od najmłodszych lat trzeba uczyć roboty i pacierza – zaznacza. – Dziś dzieci się lenią, pracować nie chcą, czy kiedyś dobre będą? Dawniej od mała się modliło. Teraz dziecko ma 7 lat i niektórzy mówią, że jest za małe i jeszcze nie musi się modlić. Serce boli – dodaje.
Najpierw razem z mężem mieszkali na Łazach w Łapszach, w drewnianym domu, a potem postanowili postawić murowany. Budowa szła jak po grudzie, takie były czasy. Nie było materiałów, o wszystko trzeba było zabiegać. – To nie było tak, jak teraz, o wszystko trzeba było pisać prośby – o okna, drut czy pustaki. Ciągle czegoś nie było. Gdy dostaliśmy cement, nie mieliśmy drutu, nie mogliśmy zrobić płyty – tłumaczy. Jesienią zaczęli stawiać dom, a w kwietniu mąż zmarł. – Po 22 latach zostałam sama z dziećmi i rozpoczętą budową. Ciężko było – dodaje. Mimo śmierci męża pani Maria nie przerwała budowy, pierwszą płytę wylała w lecie, drugą nieco później i tak dokończyła to, co zaczęła razem z mężem.
Drugi raz nie wyszła za mąż. Żeby utrzymać dom i dzieci, przędła na krosnach chodniki. Co miesiąc oddawała 40 metrów. W pracy pomagały jej córki. – Pracowałam, żeby było za co żyć. Po te dywany przyjeżdżali do nas ze Skomielnej Białej, odbierali to, co zrobiłam, i przywozili strzępy oraz nici, z których przędłam. Kiedyś na takie chodnik było duże zapotrzebowanie, teraz nikt tego u siebie nie chce, są dywany. W domu mam jeszcze jeden taki 11-metrowy chodnik i drugi nieco krótszy – mówi. To jedyna pamiątka, która jej została po dawnych czasach.
Pod koniec zeszłego roku pani Maria świętowała 90. urodziny. Zjechały się dzieci, wnuki i prawnuki. Było dużo życzeń, radości i wspomnień. A także prezentów. – Nigdy nie myślałam, że dożyję takich urodzin, kiedyś mi się wydawało, że tak jak mama będę mieć 34 lata, a tu taka niespodzianka – mówi z uśmiechem. -Wie pani co, dziś można żyć i nie umierać, jest wszystko. Wystarczy iść do sklepu. Niestety niewiele osób to docenia. Często się narzeka. Dawniej było biednie, ale ludzie byli szczęśliwsi, cieszyli się z wszystkiego – dodaje.
tekst: © Aneta Dusik
foto: © Bartłomiej Jurecki
Fotografie prezentowane na tej stronie są chronione prawem autorskim. W razie zainteresowania proszę o kontakt.
2018 © Copyrights Bartłomiej Jurecki
Website design by britanniaweb.co.uk with a support of lovePoland.org