Scroll Top

Wiktoria Mierzwa

Całe życie mnie Bóg prowadził

Ż

ycie mija bardzo szybko. Każda chwila jest ważna, trzeba cieszyć się małymi rzeczami. Iść za głosem serca i ufać Bogu – radzi 98-letnia Wiktoria Mierzwa.
Pochodzi z Trzemieśni koło Myślenic, jednak większość swojego życia spędziła w Rabce. Te najwcześniejsze obrazy z dzieciństwa czas mocno przytarł, niewiele już dziś pamięta. Zanim przyszła na świat, ojciec przez lata był w USA, w domu czekała na niego żona z dwójką dzieci. Po powrocie urodziła się jeszcze dwójka, w tym Wiktoria. Niedługo cieszyła się ojcem, nawet jego twarzy nie zapamiętała. Miała 3 lata, kiedy ojciec zginął w wypadku. – W niedzielę bawił mnie i brata, a w poniedziałek zmarł. Pojechał do drugiej wsi, do kamieniołomu. Dali za dużo materiałów wybuchowych pod skały i ojca zabiło – opowiada rodzinną historię, która zmieniła życie wszystkich. Matka została z czwórką dzieci. – Pod komorą było takie pomieszczenie, tam się chowałam. Siedziałam i płakałam, że ojca nie mam – opowiada o jednym ze swoich najwcześniejszych wspomnień.
Mimo wdowieństwa mama radziła sobie jakoś. – Biedy w domu nie było, ubrania też mieliśmy. Mama o nas bardzo dbała – podkreśla. Z tych najwcześniejszych wspomnień utkwiły Wiktorii jeszcze odpusty, na których mama kupowała jej “dziadowskie korale”. Lepiej już pamięta czasy szkolne: – Chłopcy chodzili z tornistrami, a my miałyśmy koszyczki, takie plecione – przypomina sobie. – Pisaliśmy w zeszycie rysikami, atrament był od drugiej albo trzeciej klasy – opowiada. Z sentymentem wspomina nauczycielkę – panią Helenę, którą bardzo lubiła. Dlatego, gdy miała bierzmowanie, wybrała sobie imię swojej nauczycielki.
Kiedy Wiktoria skończyła 7 klas podstawówki, mama wysłała ją do Krakowa, gdzie zdobyła zawód krawcowej. – Mieszkałam niedaleko Bramy Floriańskiej – wspomina. Miała wtedy piękne włosy aż po pas, chodziła z grubym warkoczem, który splatała w rolkę. – Kiedyś w Krakowie polał mnie kwaśny deszcz i zaczęły mi włosy wypadać, musiałam je obciąć – opowiada.
Miała 17 lat, gdy wybuchła wojna. – Wszystko ta wojna wykopyrtła. Bieda była straszna, trzeba się było przed Niemcami kryć, żeby na roboty nie zabrali, ciągle zmieniałam adresy – wspomina.
Po wojnie trafiła do Rabki. Najpierw szyła ubrania w zakładzie krawieckim brata, głównie płaszcze. Potem trafiła do spółdzielni krawieckiej, gdzie przepracowała kolejne 7 lat. – Przyszli kiedyś po mnie ze szpitala, szukali kogoś, kto umie szyć. Szyłam pieluchy, chałaty – wspomina. Kiedy zachorowała szefowa szpitalnej pralni, Wiktoria zajęła jej stanowisko. Została szefową praczek, prasowaczek i krawcowych. – Musiałam się wszystkiego nauczyć. Prowadziłam część księgowości, zajmowałam się urlopami, musiałam zarządzać niemałym zespołem – podkreśla. W szpitalu przepracowała 23 lata, do samej emerytury.
W Rabce zmieniała adres aż 10 razy. Do małżeństwa się nie spieszyła.W jednym z mieszkań gospodyni wypatrzyła ją sobie na synową. – Ale mi się syn nie podobał, tylko jego kolega – opowiada. – Kiedyś położyłam rękę na jego ręce i ręka mi zadrżała. To był dla mnie znak, że jesteśmy sobie przeznaczeni – mówi. Antoni – jak podkreśla – był przystojny. Pracował jako kierowca w PKS-ie. Czekała na niego długo. W końcu i jego serce zadrżało. Na przeszkodzie ich miłości stanął jednak wypadek, który spowodował, że Antoni trafił na 1,5 roku do więzienia. Wiktoria – mimo zainteresowania innych mężczyzn – czekała na swojego wybranka. On pisał do niej listy. Kiedy wyszedł na wolność, wzięli ślub. Miała wtedy ok. 50 lat, on był nieznacznie młodszy.
Pamięta, jak weselny orszak szedł z mieszkania do kościoła na piechotę. Wesele było skromne, bo ani ona, ani on nie mieli pieniędzy. Żadne już nie miało rodziców. Mama pani Wiktorii zmarła niedługo po wojnie. – Krew buchnęła jej ustami. Miała wysokie ciśnienie, a to były czasy, kiedy wysokie ciśnienie leczono pijawkami – opowiada.
– Sukienkę ślubną sama sobie uszyłam – wraca wspomnieniem do dnia ślubu. – Gości dużo nie mieliśmy, bo weselne przyjęcie było w mieszkaniu gminnym, które potem wykupiliśmy – wspomina.
– Małżonek był dla mnie dobry, ani razu się nie pokłóciliśmy, nigdy na mnie głosu nie podniósł, ja na niego także – podkreśla. – Żyliśmy skromnie, wakacji żadnych nie było. Kilka razy w życiu byliśmy w restauracji. Do rodziny jechaliśmy czasem w odwiedziny. Tyle było radości – opowiada. – Ale to był dobry czas – dodaje.
Przeżyli razem 22 lata. Rozłączyła ich nagła śmierć Antoniego. – Chorował na serce, ale nikt nie spodziewał się takiej tragedii. Położył się wieczór spać, a rano poczuł się gorzej. Żona wezwała pogotowie. – Coś mnie tak pchało z tyłu, że wiedziałam już, że umrze. Zdążyłam poprosić go, żeby się modlił “Panie Jezu, proszę cię, przebacz mi wszystkie grzechy”. To zdążył tylko powiedzieć i umarł – wspomina.
Życie w samotności było już o wiele smutniejsze, w dodatku przewróciła się w mieszkaniu, uderzyła głową o piec i straciła czucie w nogach. Od tego czasu porusza się na wózku.
W październiku 2017 r. trafiła do Domu Pomocy Społecznej “Smrek” w Zaskalu. Dziś większość czasu spędza w łóżku. We znaki daje się ból nogi. – Czasem tak boli, że sobie myślę, że tak właśnie piecze ogień piekielny – mówi. – Tęskno mi, bo wszyscy już poumierali, a ja ciągle żyję – mówi cicho.
Gdy czuje się lepiej, idzie jeszcze na gimnastykę, żeby trochę chociaż poruszać rękami. Lubi sobie też po cichu pośpiewać kolędy.
– Nie narzekam na swoje życie, nie ciągnęło mnie do świata, lubiłam pracować, wszystko mnie cieszyło – podkreśla. – Całę życie mnie Pan Bóg prowadził – dodaje. Trudno jej znaleźć w pamięci jakiś wyjątkowy dzień w swoim życiu, który mogłaby uznać za najpiękniejszy. – Życie szybko mija, każda chwila jest ważna, trzeba się nauczyć cieszyć małymi rzeczami – podkreśla 98-latka. – Trzeba iść za głosem serca i ufać Bogu – radzi. Za jednym z proboszczów powtarza słowa piosenki: “Za latami płyną lata, lecz z tamtego świata nikt nie powróci, nigdy nie….”.

tekst: © Beata Zalot
foto: © Bartłomiej Jurecki

Fotografie prezentowane na tej stronie są chronione prawem autorskim. W razie zainteresowania proszę o kontakt.

2018 © Copyrights Bartłomiej Jurecki
Website design by britanniaweb.co.uk with a support of lovePoland.org