Scroll Top

Aniela Krupczyńska

Dawać, nie tylko brać

M

łodzi, zanim coś zrobią pytają – co ja z tego będę mieć. Tak żyć można, ale nie warto – podkreśla Aniela Krupczyńska, Silna jak Halny ze Szczawnicy.
Jak się bawić, to najlepiej na weselu góralskim. Ile razy na nim była? Sto, dwieście, może trzysta razy. Czy będą kolejne? Pani Aniela wierzy, że będzie jeszcze niejedna okazja. 
Gdy jej rówieśnicy snuli plany na przyszłość, ona marzyła o scenie. Po latach żartuje, że zamiast z książeczki do nabożeństwa modliła się słowami z rękopisu Jana Malinowskiego. Wieczorami zaczytywała się w wersach sztuki “Wesele góralskie”, a potem w głowie układała skrupulatnie, jak pokazać kolejne części przedstawienia. – Pamiętam, jak ojciec chodził występować do Dworku Gościnnego, biegliśmy za nim z rodzeństwem, szczęśliwi, że gra. Wtedy pomyślałam, że ja też tak chcę. Któregoś dnia powiedziała mamie: “Jak się skończy wojna, zaraz zapiszę się do straży i do zespołu” i usłyszałam: “Chyba po moim trupie, dość mam kłopotów z ojcem, jeszcze ty pójdziesz…” – wspomina.
Mimo to poszła. Nie sama, z rodzeństwem. Był rok 1946. Sztukę napisaną dla miejscowej straży przez Jana Malinowskiego w 1922 roku wzięli na warsztat Wiktoria Smagowa i Kazimierz Węglarz. – Wszystkiego uczyli nas ci, którzy grali w sztuce od początku. Wśród nich był mój tata Jan Mastalski oraz dziadek Kubas. To od nich uczyliśmy się tańczyć i śpiewać – mówi. Po kilku miesiącach wyszli na scenę Dworku Gościnnego. Ona zagrała druhnę. Publiczność przyjęła sztukę z zachwytem i głośnymi brawami, miłym słowom nie było końca.
Grali dla swoich i kuracjuszy przyjeżdżających do uzdrowiska, wtedy, gdy turnusy się zmieniały, zazwyczaj dwa razy w miesiącu. Wyjeżdżali paradnie dorożkami spod remizy i jechali w kierunku placu Dietla, wszystkich zapraszając po drodze na występ. Sala zawsze była pełna. Zebrane podczas sztuki pieniądze wydawane były na cele straży – jej wyposażenie i rozbudowę remizy. 
W 1950 roku zmieniło się kierownictwo zespołu. Grupę przejęła Helena Czajowa. W repertuarze górali pojawiły się spektakle literacko-muzyczne. Były chwile wzruszenia i podziękowań. Po wielu latach występów zespół na dwa lata przestał działać. Jednak w 1970 roku wrócił na nowo. – Do tego, by objąć kierownictwo w zespole, namówił mnie tata i dziadek Kubas. Zaczynaliśmy od zera, bez strojów i funduszy. Pamiętam, jak z koleżanką kupiłyśmy sobie dwie góralskie spódnice, a dziadkowie zapłacili za firanki, z których zrobiłyśmy zapaski – opowiada góralka.
Grupa zaczęła prężnie działać, w efekcie już po roku na Przeglądzie Zespołów Regionalnych w Rabce zdobyła drugie miejsce. – Pięknie śpiewaliśmy i tańczyliśmy. Miałam dobrą młodzież, będę zawsze im wdzięczna za to, co robili. Ja sama nic bym nie osiągnęła, nie zrobiłabym także niczego bez mojego męża – Karola, z którym podjęliśmy się kierownictwa zespołu – podkreśla Silna jak Halny.
Przez lata Zespół Regionalny im. Jana Malinowskiego działał z sukcesami. Największe to bez wątpienia medale i nagrody Oskara Kolberga. Tych zespół zdobył aż 5! – To się praktycznie nie zdarza, by jeden zespół był aż tyle razy doceniony tym wyróżnieniem. W 1974 roku zdobyliśmy Srebrną Ciupagę na Międzynarodowym Festiwalu Ziem Górskich w Zakopanem, tuż po tym z Płocka przyszła do nas wiadomość, że mamy Medal i Nagrodę Oskara Kolberga. Nie odebrałam jej osobiście, bo akurat byłam w drodze do szpitala. Wyróżnienie przyjęli chłopcy z zespołu, a po wszystkim przyszli do mnie pod szpital, w którym spędziłam trzy dni – wspomina. W 1979 roku kolejne wyróżnienie odebrał Jan Malinowski “Haledrok” za muzykę, potem dwóch tancerzy i śpiewaków w zespole – dziadek Kubas i Jan Mastalski. W 2015 r. Medal i Nagrodę Oskara Kolberga przyznano Anieli Krupczyńskiej. – Jak odbierałam to wyróżnienie, myślałam, że to nie tylko dla mnie, ale dla wszystkich, którzy mnie otaczali i otaczają – podkreśla.
– Przy okazji, gdy świętowałam 45 lat pracy, policzyłam, ile zespół w tym czasie miał występów – było ich ponad 450. To było “Wesele Góralskie”, ale też “Polewanka”, “Sobótki”, “Kolędnicy”. Jeździliśmy z naszymi występami do Zakopanego, Żywca, Krakowa oraz Kielc. Byliśmy także w dawnej Jugosławii, Czechach i Słowacji – wspomina pani Aniela. W tym czasie wiele się działo. Zespołowi nigdy nie zdarzyło się wyjść przed publiczność i nie zagrać przed nią z powodzeniem, choć raz trzeba było w ostatnim momencie Pannę Młodą zastąpić, bo aktorka tuż przed występem się rozchorowała. 
Jak wyglądało wesele pani Anieli? Mąż nie był góralem, pochodził z Poznania. Był w wojsku, które stacjonowało nieopodal Szczawnicy, przy granicy. Tuż po wojnie w mieście powołano Stowarzyszenie Przyjaciół Żołnierza. Należał do niego proboszcz, magister Pilecki i dziewczyny działające przy straży. – Na święta pojechałyśmy z opłatkiem i zrobionymi na drutach rękawiczkami oraz skarpetkami, by je dać żołnierzom, wtedy pierwszy raz zobaczyłam męża. Dużo mówił, pomyślałam, fajny chłopak. Później zaczęliśmy urządzać zabawy w willi Wanda, gdzie była specjalna sala, i tak się zaczęło – wspomina.
Ślub był w Boże Narodzenia w 1949 roku. Tego dnia była okropna pogoda, śnieg, chlapa. – Byłam przerażona, że takie będę mieć życie, ale było zupełnie inaczej, małżeństwo i życie mi się udało. Ślub był w kościele w Szczawnicy, a wesele w domu, bo tak chciał tata, który choć mógł go zorganizować w remizie, postanowił, że święta spędzimy w rodzinnym domu. Gości mieliśmy sporo. Była rodzina i strażacy – wspomina. 
Po ponad roku przyszło na świat pierwsze dziecko, po nim drugie. Gdy syn i córka skończyli szkołę podstawową, pani Aniela poszła do pracy na recepcji w sanatorium “Papiernik”. Wcześniej, w 1974 roku, przez kilka miesięcy za namową Elżbiety Wiercioch i Kazimierza Wójcika, ówczesnego naczelnika Szczawnicy, była kierownikiem ośrodka kultury. Za jej kadencji założony został Związek Podhalan i Stowarzyszenie Twórców Ludowych.
– Jak to wszystko układałam? Zawsze miałam za mało czasu, stąd te nogi połamane i kolana porozbijane, bo wiecznie gdzieś w biegu byłam i się spieszyłam. Taka byłam. Jak człowiek raz się czegoś podejmie, musi zrobić to, do czego się zobowiązał – zaznacza.
W przyszłym roku pani Aniela świętować będzie 50-lecie pracy na stanowisku kierownika zespołu. Marzenie ma jedno, by zespół na nowo zaczął występować. – Nie gramy teraz, bo w ciągu ostatnich dwóch lat zmarło nam trzech wspaniałych tancerzy i śpiewaków, ale powoli się zbieramy. Uprosiłam syna Andrzeja, by nam pomógł. Za dwa lata będzie 100-lecie sztuki “Wesele Góralskie”, chciałabym jeszcze tego dożyć… muszę … – podkreśla.
By zespół zaczął na nowo występować, potrzeba aktorów. – Nie wiem, co teraz się dzieje z naszą młodzieżą, starsi by jeszcze przyszli na próby, ale młodzi pytają: co ja z tego będę miał i za ile? Ja nigdy tak nie zapytałam, całe życie przepracowałam społecznie. Czy warto było? Oczywiście – przekonuje.

tekst: © Aneta Dusik
foto: © Bartłomiej Jurecki

Fotografie prezentowane na tej stronie są chronione prawem autorskim. W razie zainteresowania proszę o kontakt.

2018 © Copyrights Bartłomiej Jurecki
Website design by britanniaweb.co.uk with a support of lovePoland.org