Scroll Top

Jan Szczechowicz

Ciężko pracować, znaczy żyć...

A

by dobrze żyć, trzeba dużo pracować, a siłę i krzepę da ci cukier.
Dla górala z Zębu najważniejsza jest rodzina, praca i dobre zdrowie. A żeby życie było znośne, trzeba je sobie osłodzić.
– Lekarze mówią, a ludzie za nimi powtarzają, że cukier to biała śmierć, ale to bzdury – przekonuje Jan Szczechowicz z Zębu. Podkreśla, że bardzo lubi cukier i wszystko, co słodkie. Właśnie siedzą sobie z żoną Ludwiną i popijają herbatę. Dobrze posłodzoną. Bo jak mówili jeszcze przed wojną – “cukier krzepi”. Jan ma 77 lat. Krzepy mu nie brakuje, dziś jeszcze wciąż prowadzi gospodarstwo. Ma 120 owiec, a w stajni rży koń, jak na porządną, góralską gazdówkę przystało. – W Zębie mieszkał ojciec i dziadek – mówi Jan. Zaznacza, że tu mieszka z dziada pradziada i dobrze mu się żyje w najwyżej w Polsce położonej wsi. Śmieje się, że kto przetrzyma “dwie kosy”, ten może spokojnie jeszcze sporo czasu pożyć. Dwie kosy – czyli 77 wiosen na karku.
W młodości juhasił po całym Podhalu, a gdy górale zaczęli na wypas jeździć w opustoszałe, opuszczone Bieszczady, to i jego nie mogło tam zabraknąć. Było świeżo po akcji “Wisła”. – Rok w rok się tam na wypas jeździło, piękne czasy. Ale najgorsze były wilki. Gdyby nie nasze psy, to byśmy zginęli – podkreśla Jan. Bo razem ze stadami pasterze przywozili w Bieszczady owczarki podhalańskie. – Podhalańczyk musi być, wilki się go boją. A i nasze owczarki w genach mają walkę z wilkiem – zaznacza góral z Zębu.
Najbardziej w życiu cieszyło go bacowanie i juhaska. Wypas to wolność. Ale i dużo pracy. Gdy nie wypasa, to lubi zajmować się fiakierką. Najfajniej latem zaprząc konia do bryczki, a jak zima, to do sań. I pojechać na Gubałówkę. Turystów cała masa, nie trzeba długo czekać na chętnych na przejażdżkę. Jest robota, zawsze wpadnie parę groszy, by podreperować domowy budżet.
Razem z żoną dochowali się trójki synów. Najstarszy Jasiek za dziewczyną trafił na Śląsk. Tam osiadł i pracuje w lesie jako drwal. Młodsi, Józek i Władek, związali się z budowlanką. Pierwszy umiłował ciesiołkę i stolarstwo, pracuje głównie z drewnem, przy budowie drewnianych chałup i willi. Dla drugiego żadna maszyna czy koparka nie stanowi zagadki, wszelkie prace ziemne, kamieniarka – w tym widzi swą przyszłość. Z jednej strony to cieszy, bo chłopaki robotne. Tyle że nie ma komu gospodarki zostawić. Do wypasu się nie garną, a prowadzenie gazdówki to robota przez cały rok. – Żeby dobrze żyć, trzeba dużo jeść, mieć dużo siły, no i cukier – zaznacza Jan Szczechowicz. Dodaje, że robota na roli to praca 24 godziny na dobę. Bo o zwierzaki trzeba dbać. Nakarmić, napoić.
– Praca nie szkodzi, ciężko pracować to znaczy żyć – podsumowuje Jan Szczechowicz z Zębu.

tekst: © Rafał Gratkowski
foto: © Bartłomiej Jurecki

Fotografie prezentowane na tej stronie są chronione prawem autorskim. W razie zainteresowania proszę o kontakt.

2018 © Copyrights Bartłomiej Jurecki
Website design by britanniaweb.co.uk with a support of lovePoland.org