Scroll Top

Franciszek Stoch Michna

Nie narzekam na życie

N

a Giewoncie był tylko raz, podczas wagarów. Ożenił się ze szkolną koleżanką, bo go zaczarowała.
Franciszek Stoch Michna pochodzi z Zębu, ale od lat mieszka i gospodarzy na Gubałówce. Ma półtora hektara pola, na którym już nic nie sieje, tylko kosi trawę na siano dla swojej krowy. Kiedyś miał więcej zwierząt. Były konie. – Ja jeszcze pamiętam, jak tutaj siali len. Był jarzec. A teraz nikt tu nie orze, nie ma kartofli, owsa – mówi. Po chwili zaczyna się śmiać i dodaje: – Trzeba umieć wszystko zrobić, dlatego zajmuję się różnymi rzeczami – i ciesielstwem, i rolnictwem, i nawet jak idzie piękna kobieta, to ją zagaduję. A mam zazdrosną żonę.
Żona Krystyna pochodzi z Murzasichla, z Łukaszczyków. To koleżanka pana Franciszka ze szkoły. Obydwoje ukończyli zakopiańską Budowlankę. Zanim się pobrali, minęło kilka lat. – Tak mnie zaczarowała, że jesteśmy do dziś, chociaż długo decydowaliśmy się na wspólne życie. Miałem nieco ponad 26 lat, jak się ożeniłem. We wrześniu minęło 40 lat od ślubu. Nie wiem, co te kobiety mają w sobie, że potrafią czarować do grobowej deski – zastanawia się.
Pana Franciszka nie odstępuje Mikuś. To dwuletni kot, szary, pręgowany. – Poprzedni kot wyskakiwał mi na ramię i tak szliśmy do stajni. Ludzie zdjęcia robili, bo takiego wąsala z kotem na ramieniu trudno spotkać – żartuje. – A Mikuś chodzi za mną, idziemy razem do stodoły. Bardzo lubię zwierzęta – przekonuje. I przynosi malutkiego szczeniaczka.
Dawniej Franciszek Stoch Michna budował drewniane domy, wykonywał stolarkę okienną. Sam postawił dom, w którym teraz mieszka z żoną. Dzieci poszły już “na swoje”. – Ten dom to ja budowałem za Solidarności, w stanie wojennym. I to nielegalnie. Poszedłem na całość – podkreśla. 
Pan Franciszek wraca wspomnieniami do dzieciństwa, do czasów szkolnych. Nie był zbyt dobrym uczniem, bo od najmłodszych lat pracował, żeby zarobić sobie na książki, zeszyty czy buty. Pierwszą część wakacji spędzał przy sianokosach, a później pomagał dziadkowi, który miał brygadę ciesielską. – Od 5. roku życia pasłem barany, tu, po gubałowskich lasach i polanach. Dawniej owce szły w hale, a w domostwach zostawały barany i jagnięta. Pasły się też stada krów. Ludzie kłócili się o trawę, o pastwiska. Dochodziło nawet do bójek. Ściągali tutaj z Nowego Bystrego, Furmanowej, Zębu. Dziś lasy są zarośnięte chaszczami, a kiedyś były rzadkie, z grubymi drzewami i można było w nich wypasać – opowiada. – Gubałowskie polany i lasy żyły. Tu był jeden śpiew – wspomina. Czasem zdarzało się, że mały Franek, zajęty zabawą z innymi dziećmi, pogubił barany przy pasieniu. Wtedy czekało go od ojca lanie, więc wolał przespać się u sąsiadów, aż nie znalazł wszystkich zwierząt.
Franciszek Stoch Michna wciąż krząta się koło domu, bo ciągle jest jakaś praca. Zdradza, że chętnie wybrałby się gdzieś dalej, aby coś zobaczyć, zwiedzić. – Gdybym w Budowlance nie poszedł na labę, to bym nie był na Giewoncie. To było 20 maja, chyba 1970 r. Miałem takiego kolegę Mańka Batkowskiego. On nie miał lęku wysokości, w przeciwieństwie do mnie. To on wyciągnął mnie na Giewont. Szliśmy Żlebem Kirkora. Od tego czasu nigdy tam nie byłem. Podczas laby byłem jeszcze w Mylnej Grocie, na Kasprowym – wspomina.
Pan Franciszek interesuje się historią. Przyznaje, że od młodości czyta dużo historycznych książek. – Kiedyś taką książkę “połykałem” nawet w jedną noc. No, w beletrystyce to opuszczałem opisy przyrody, ale w typowej publikacji historycznej to jest już dużo dat i faktów, to trzeba się bardziej skupić – tłumaczy.
Stochowie mają czwórkę dorosłych dzieci – Katarzynę, Bartłomieja, Macieja i Karola. Dwaj ostatni wyjechali pracować do Szwecji. Bartłomiej zawodowo jest związany z górami – jest ratownikiem TOPR, przewodnikiem tatrzańskim i instruktorem narciarskim. Posiada również uprawnienia przewodnika wysokogórskiego UIAGM.
Teraz cała rodzina spotka się na Wigilii i dom będzie pełen ludzi, łącznie z siódemką wnuków. Najstarszy Wojtuś chodzi do czwartej klasy. 
– Dożyłem 67 lat. Nie narzekam na życie. Ani komuna mnie nie zjadła, chociaż miałem przeróżne przykrości. Byli tacy, co mieli gorzej ode mnie. Byli tacy, co mieli lepiej. W końcu równości nie ma. Podobno ma być w niebie, ale pewności nie ma – kończy Franciszek Stoch Michna.

tekst: © Jolanta Flach
foto: © Bartłomiej Jurecki

Fotografie prezentowane na tej stronie są chronione prawem autorskim. W razie zainteresowania proszę o kontakt.

2018 © Copyrights Bartłomiej Jurecki
Website design by britanniaweb.co.uk with a support of lovePoland.org