Scroll Top

Kazimierz Gąsienica Byrcyn

Pasjonat gór

U

czestniczył w 300 wyprawach ratunkowych, ale zaczynał praktykować przy ojcu, jako “chłopiec pod torbę”. Nauczył się, że najlepszym barometrem są jaszczurki.
Przemyka po zakopiańskich ulicach na rowerze. Najczęściej w charakterystycznej czapce myśliwskiej z kitką. Do niedawna można go było spotkać z wycieczką w górach. Teraz wyrusza na tatrzańskie szlaki ze znajomymi, tylko dla przyjemności, bo już nie zawodowo. Podczas górskich wędrówek nigdy nie rozstaje się ze starym góralskim kapeluszem, który ma swoją historię. Należał do Szymona Krzysia – zakopiańskiego wozaka i muzykanta z rodziny Grandysów. – Nasza ciotka Byrka wyszła za starego Grandysa, który był sąsiadem księdza Stolarczyka. Gdy Grandysowie remontowali swoją chałupę, znaleźli kapelusz z łańcuszkiem po Szymonie i ja go później dostałem – wspomina.
W góry zaczął chodzić jak był małym chłopcem. Ojciec zabierał go, gdy szedł z turystami na wyprawy.
Niewielki, drewniany domek na osiedlu Gładkie, wysoko na stokach Gubałówki. To tutaj mieszka Kazimierz Gąsienica Byrcyn, przewodnik tatrzański i ratownik górski, najmłodszy syn znanego przewodnika Stanisława seniora i wnuk Jana Gąsienicy Byrcyna, który zaczął wodzić turystów po Tatrach jeszcze w czasach, gdy powstawało Towarzystwo Tatrzańskie. Pan Kazimierz od 1966 r. jest instruktorem narciarskim, od 1967 r. płetwonurkiem, a od 1970 r. przewodnikiem tatrzańskim. Członkiem Grupy Tatrzańskiej GOPR i zawodowym ratownikiem górskim został w 1965 r., a starszym instruktorem ratownictwa górskiego w 1976 r.
Wnętrze domu wypełnione jest fotografiami ratowników górskich i przewodników tatrzańskich. Wielu z nich już nie żyje. Gospodarz potrafi o każdym z nich coś powiedzieć. Niektóre zdjęcia oprawił w rzeźbione ramki własnej roboty, bo panu Kazimierzowi nie są obce snycerka i kowalstwo.
Jedną ze ścian dekorują odznaczenia państwowe oraz odznaki związane z ratownictwem, przewodnictwem i turystyką. – To jest Złoty Krzyż Zasługi, który ojciec dostał w 1925 roku przy okazji otwarcia “Murowańca”. Takie samo odznaczenie otrzymał wtedy Mariusz Zaruski. Zostały też blachy przewodnickie ojca, jedna projektu Walerego Eljasza Radzikowskiego, a druga z napisem PTT – pokazuje. Na ścianach wiszą też liny taternickie, czekan, raki, karabinki.
Ratownictwo górskie i przewodnictwo to tradycja w rodzinie Byrcynów. Jest to też najczęstszy temat rozmów i wspomnień. – W górach praktykowałem już jako młody chłopiec. Chodziłem jako “chłopok pod torbe” z ojcem. Jak była wycieczka na Giewont czy na Halę Gąsienicową, to jako uczestnik wyprawy niosłem torbę – śmieje się. – Góry górami, ale trzeba było z czegoś żyć i nauczyć się konkretnego zajęcia, dlatego zdobyłem wodkaniarski zawód, ale po zdaniu egzaminu czeladniczego zaraz poszedłem pracować do pogotowia górskiego. Tam nas gonili na rozmaite kursy i szkolenia, między innymi speleologiczne, lawinowe, a potem śmigłowcowe – wylicza. Podczas kursu na instruktora narciarskiego szkolili go starzy wykładowcy i instruktorzy.
Kazimierz Gąsienica Byrcyn przez wiele lat był zawodowym ratownikiem górskim. Przez długi czas był zastępcą naczelnika Grupy Tatrzańskiej GOPR. Uczestniczył w prawie 300 wyprawach ratunkowych w Tatrach, często kierował tymi akcjami. Setki razy zwoził kontuzjowanych narciarzy. – Niekiedy dyżurowaliśmy dłużej, niż to było przewidziane. Tak zdarzało się na Kasprowym Wierchu. Jak wiater halny dujał, to siedzieliśmy nawet tydzień – opowiada. Czasami z wyprawami ma też inne skojarzenia. – Akuratnie jak wyciągaliśmy Witolda Szywałę z Jaskini nad Kotlinami, to urodził mi się syn Staszek – przypomina sobie.
Teraz Kazimierz Gąsienica Byrcyn jest Członkiem Honorowym TOPR. Podkreśla, że pracował z najlepszymi przewodnikami i ratownikami, m.in. Józkiem Krzeptowskim “Ujkiem” i Wawrytkami. – Opowiadali o pięknych rzeczach, o wyprawach takich, co nam się nie śniło, że może tak być – mówi, uśmiechając się. Ze względu na swoją osobowość grywał w filmach, głównie o legendarnych ratownikach tatrzańskich.
Do dziś lubi podpatrywać górską przyrodę. – Trzeba umieć wypatrzyć kozicę, wiedzieć, o jakiej porze świstak chowa się do nory. Najlepszym barometrem są jaszczury, które na ładną pogodę idą do potoku, a wychodzą na deszcz – tłumaczy. Na tatrzańskich szlakach wielokrotnie spotykał zwierzęta. Niejeden raz na drodze stanął mu niedźwiedź. Kiedyś uczestniczył w wyprawie po turystę, który spadł z Siwej Przełęczy do Siwych Stawków. Wiadomość o wypadku dotarła do centrali późnym wieczorem, więc ratownicy wyszli z Hali Ornak, gdy zaczynało już dnieć. A była to wiosna. – Trawersowaliśmy od Doliny Pysznej. W pewnym momencie nadszedł niedźwiedź. Był od nas jakieś 20 metrów. Gdy my stanęliśmy, on też. I tak patrzyliśmy na siebie. Chwycił za skarłowaciałe drzewko jarzębiny, objął je i zaglądał to z jednej, to z drugiej strony. Później cały czas nam towarzyszył, aż do momentu, kiedy znaleźliśmy turystę. Nawet patrzył, jak robimy opatrunek. Usiadł wtedy jak stare chłopisko. Potem poszedł w swoją stronę, a my w swoją – wspomina ratownik.
Pana Kazka można też spotkać na zawodach na starym sprzęcie narciarskim. Jest tam barwną postacią, obleganą przez fotoreporterów. Pokazuje, jak się jeździło, używając bambusa. Ma stare narty, wykonane jeszcze w Szkole Przemysłu Drzewnego. Bez krawędzi, z charakterystycznymi dziubkami. – Pamiętam, gdy byłem małym chłopcem, to jeździłem na takich nartach. A kij bambusowy jest oryginalny, żadna podróbka – zastrzega. – Należał do sąsiada, który długo mieszkał w domu bez komina. Było to jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku. On na tym bambusie wieszał słoninę i wędził, dlatego na kiju pozostały ślady od dymu – tłumaczy.
Inną pasją Kazimierza Byrcyna jest kolekcjonowanie kapeluszy i czapek. Jest ich kilkanaście. Wśród nich znajduje się kowbojski kapelusz przywieziony z Ameryki i myśliwski z jelenią kitką. – Jest też czapka z łońskiego barana. Gdyby te czapki umiały mówić, opowiedziałyby wiele różnych historii – żartuje.

tekst: © Jolanta Flach
foto: © Bartłomiej Jurecki

 

Fotografie prezentowane na tej stronie są chronione prawem autorskim. W razie zainteresowania proszę o kontakt.

2018 © Copyrights Bartłomiej Jurecki
Website design by britanniaweb.co.uk with a support of lovePoland.org