Scroll Top

Staszek Bafia

Żywot krytyczny

M

iłość cułek non stop, ale żadnej baby nie brałem przymusem.
Staszek Bafia z Maruszyny bez oporów daje się namówić na sesję fotograficzną. Mimo to przedsięwzięcie ma charakter ekstremalny. Bo do Staszka trzeba przyjść w gości z własnym źródłem prądu, no i uważać na dziury w podłodze. – Jeszcze chwilę proszę wytrzymać. Broda wyżej. Proszę na mnie popatrzeć, prosto w obiektyw. I minę proszę zrobić zaciętą, taką jak zbójnik. A grzebień pan może ma? – kolejne pytanie Bartka nieco zbija “modela” z tropu… – Nie, ja to tak się czeszę ręcami… – wyznaje i po kudłach widać, że mówi szczerze jak na spowiedzi. Mimo tych drobnych niedociągnięć “wizerunkowych” widać, że obiektyw Staszka lubi podobnie jak… baby.

Gdyby Staszkową twardość do skały porównywać, to musiałaby być to skała niezbyt twarda, węglanowa albo nawet jakiś wulkaniczny tuf. Żywobycie Stanisława przypomina bowiem geologiczny proces krasowienia albo jakiej innej erozji. – Mój życiorys krytyczny – bije się w piersi kosmaty góral, aż echo niesie po pustej izbie. Istotnie krytyczne to Staszkowe curriculum vitae być musi, skoro dziś opustoszały, porosły pokrzywami chlewik na skraju Maruszyny jest jego domem. Na lewo od wejścia kamienne żłoby, z których niegdyś korzystały krowy albo barany. A pod prawą ścianą, tam gdzie na klepisku Staszkowe posłanie – stały kiedyś zapewne świnki. Trzoda dawno już w tym przybytku nie mieszka, bo warunki liche. Nie byłoby tu zwierzakom przytulnie i komfortowo. Pewnie gdyby Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami widziało zwierzostan w takich warunkach – miałoby podstawę do interwencji. Inspektorzy by się zbiegli z weterynarzem i wójta dalejże “obligować” do znalezienia trzódce godnego lokum tymczasowego i wyasygnowania na ten cel pokaźnych “środków finansowych”. To, że Staszek tu mieszka, jakoś nikogo po oczach nie bije. – Dobrze mu – pomyślą niektórzy. – Pijak, utracjusz, leń i awanturnik. Jak sobie zapracował, tak teraz ma – dojdą do wniosku wyznawcy społecznej sprawiedliwości. A Staszek musi dokładnie osłaniać dłonią zapałkę, jak chce odpalić papierosa, żeby mu wiatr hulający po izbie nikłego płomyka nie zdmuchnął. – To jedyny mój nałóg – zapewnia skwapliwie, wciągając nikotynowy dym głęboko w płuca. Zaklina się na wszystkie świętości, że od wódki go “odrzuca”. Stos pustych puszek po “Harnasiu” świadczy, że piwa ta Staszkowa prohibicja nie dotyczy.

Stanisław podpiera plecami zmurszałą ścianę chlewika, zupełnie jakby chciał uciec przed natrętnymi pytaniami o istotę “krytycznego” żywobycia. Mur jednak nie pozwala się uchylić. Trudno ocenić, czy opowieść kosmatego górala zasługuje na wiarę. Mówi, że ma 53 roki, a wygląda jak… Mojżesz. Twierdzi, że miał kiedyś babę Katarzynę i żył w normalnym domu i w sakramentalnym związku, z którego urodziła się dwójka dorosłych już dziś dzieci. To, że całymi latami najmował się za juhasa i miał pod opieką stado złożone z 500 owieczek, brzmi nawet wiarygodnie. Ale już w to, że Staszek to kolejne wcielenie górskiego Casanovy – łatwo uwierzyć się nie da. – Miłość czułek non stop. Romanse były, przeżycia takie. Ale żadnej baby nie brałem przymusem, bo bym dziś w kryminale siedział. Kobiety byle jak nie zachęcisz. Wszystko się musi rymować. A baby mnie lubiły, szczególnie jak pieniądze czuły – Stanisław rozmarza się na chwilę. – Ile tych bab było? A kto by je policzył. Pewnie z siedemdziesiąt. I dzieci mi się pewnie setka urodziła… Nie wierzycie? Dziesiątkę to zrobisz raz dwa. No, może setki nie miałem, ale dziewięćdziesiąt to na bank. Ale prawnie to tylko dwójka moja – podkreśla chełpliwie. – Wierność… Tyz cułek. Ale tylko do czasu, aż się następna baba pojawiła… takie życie… Co poradzisz? Przez to właśnie w krytyczne terminy popadłem.

– A wiesz, że Bafia to włoskie nazwisko? 500 roków temu ponoć Bafie przyszli na Podhale z Italii. Może tam jeszcze jaki spadek na mnie czeka – teraz to już Staszek wyraźnie “odlatuje”, dopalając papierosa.
– A może poszukać jakiej roboty? Bo zima przyjdzie jak złodziej, a w chlewiku nie ma nawet komina – proponuję nieśmiało. Staszek się długo nad propozycją nie zastanawia. – Ja się do roboty już nie nadaję. Kręgosłup dokucza. A zimę przetrzymam, jedną przetrzymałem, to i w drugą dam radę. Taki widać już mój żywot… krytyczny.

tekst: © Marek Kalinowski
foto: © Bartłomiej Jurecki 

Fotografie prezentowane na tej stronie są chronione prawem autorskim. W razie zainteresowania proszę o kontakt.

2018 © Copyrights Bartłomiej Jurecki
Website design by britanniaweb.co.uk with a support of lovePoland.org