Scroll Top

Robert Majerczak

Z Pienin do Bollywoodu

N

ajważniejsze w życiu to być uczciwym, nie przeszkadzać innym i robić swoje – podkreśla twardy jak skała z Krościenka.
– Kiedyś narzekałem, że to czy tamto mnie boli, to się sąsiedzi śmiali, a teraz, gdy mówię, że jest dobrze, to mi zazdroszczą – mówi Robert Majerczak. – Nie lubię narzekać, wolę robić coś pozytywnego, także społecznie – dodaje. Od 25 lat prowadzi Regionalny Zespół Pieśni i Tańca “Pieniny”. Wcześniej przez 10 lat śpiewał i tańczył w nim, a także podróżował po całej Europie dzięki Cepelii, która finansowała wyjazdy górali. Zazwyczaj wyjazdy były raz w roku, czasami – w latach 1987-1989 – po dwa razy. NRF, Hiszpania, Austria, Włochy i ostatnio Francja. – Pierwszy raz pojechałem z zespołem w 1985 roku do Holandii – opowiada. – To był zupełnie inny świat, nie za bardzo wiedzieliśmy, jak się zachować, pamiętam, że długo szukaliśmy światła w łazience. Tam było to wszystko, czego my w Polsce nie mieliśmy. Zachód zaskoczył mnie pozytywnie, ale nie chciałem tam zostać – podkreśla. Wyjazdów było sporo, wspomnień jeszcze więcej, te najbardziej wzruszające pochodzą z Castel Gandolfo, gdzie w letniej rezydencji zespół z Pienin wystąpił specjalnie dla papieża Jana Pawła II. Były wspólne zdjęcia, krótka rozmowa i pamiątkowe różańce. – Czasami modlę się na tym papieskim różańcu, ale zazwyczaj mam przy sobie w kieszeni mały, bardziej poręczny dziesiąteczek, by zmówić go w wolnych chwilach – mówi.
Z zespołem dwa razy zdobył Brązową Ciupagę na Międzynarodowym Festiwalu Folkloru Ziem Górskich w Zakopanem, nagrodę im. Oskara Kolberga i Srebrne Żywieckie Serce na Festiwalu Górali Polskich w Żywcu. Sam – indywidualnie – ma także sporą kolekcję trofeów i wyróżnień, a wśród nich to najważniejsze – pierwsze miejsce za solowy śpiew zdobyte na Festiwalu Folkloru Górali Polskich w Żywcu. – Teraz oceniam innych na różnych przeglądach i konkursach. Na co zwracam uwagę? Na to, co mnie przekazali ojcowie. Jak góral gra na skrzypach, a nie ma kapelusza, to dla mnie jest niekompletny. Nutę mam w sobie, w środku, wiem, kiedy ktoś śpiewa coś, co nie jest związane z jego regionem. Taniec jest specyficzny – zazwyczaj wszyscy w naszym regionie starają się pokazywać to, co starsi im przekazali, ale mają przy tym swoją manierę wykonawczą, którą należy tolerować, bo każdy z nas jest inny. Nie jest łatwo oceniać taniec, bo trzeba oceniając rozważyć, czy to jest maniera, czy odstępstwo od zasad – tłumaczy. Gwarę wyniósł z domu rodzinnego w Szczawnicy i nie zmienił, przeprowadzając się do Krościenka.
Zamieszkał z żoną na Białym Potoku, gdzie doczekał się dwóch synów: Artura i Wiesława. – Artur, jak miał dwa, może trzy lata, zaczął chodzić ze mną na próby zespołu. Tak samo wcześnie jak Artur do zespołu zaczął uczęszczać Wiesiek. Ten, któregoś dnia, gdy był w podstawówce, przyszedł do mnie po lekcjach do Cepelii i powiedział: “Tata, zapisałem się z Grześkiem Talarem do Szkoły Muzycznej. Pewnie nie zgadniesz, na co się zapisałem?” A ja na to: “Na skrzypce”. Gdy zapytał, skąd wiem, odpowiedziałem: “Tata takie rzeczy wyczuwa”
Z wykształcenia jest technikiem technologii obuwia, przez 9 lat pracował w swoim zawodzie w nowotarskim kombinacie. Kiedy po wojsku ukończył studium nauczycielskie – coś się zmieniło. Początkowo jako instruktor praktycznej nauki zawodu uczył narybek w Zakładach Przemysłu Skórzanego Podhale, później, po stanie wojennym, zatrudnił się w Cepelii w Krościenku, gdzie pracował do jej likwidacji, czyli do 2014 roku. – Najpierw byłem magazynierem, później przeszedłem do kontroli jakości wyrobów, a następnie pracowałem jako modelarz i mogłem tworzyć nowe wzory. Raz na miesiąc zbierała się komisja, która zatwierdzała nowe wzory. Gdy wzór się spodobał, były lepsze pieniądze, a jak nie – czekało się do kolejnej oceny. W tym samym czasie jeździłem po szkołach i uczyłem dzieci szycia ręcznego oraz zawodu w Tylmanowej, Kamienicy i Krościenku – wspomina. Z czasem doszło kaletnictwo i szycie galerii skórzanej, a zamówienia do Cepelii przychodziły ze Stanów Zjednoczonych, Niemiec i Austrii. – Teraz u siebie robię pasy bacowskie, ozdobne paski, a nawet, jak ktoś chce, to torebki. Jestem członkiem Stowarzyszenia Twórców Ludowych – dodaje.
Jak się zdarzą wolne chwile, bawi się w aktora. Gra w sztuce “Prawo pierwszej nocy” w teatrze amatorskim działającym przy Miejskim Ośrodku Kultury w Szczawnicy. Swego czasu jego twarz pojawiała się w telewizji, przy okazji reklamy znanego polskiego piwa. – Zostałem wybrany spośród 85 mężczyzn. Przyjechał po mnie bus, pierwsze dwa dni nagrywaliśmy w Zakopanem, kolejne w słowackich Tatrach. Trwało to 7 dni, a później jeździłem na synchrony do Warszawy, gdzie w studiu nagrywali dźwięk. Do dziś zdarza się, że obcy ludzie mnie rozpoznają – wspomina.
Tydzień po nagraniu reklamy zgłosiła się do niego ekipa z Bollywoodu, która nagrywała film “Azaan Banita”. – Początkowo nie wierzyłem, że to jest prawda – mówi. – Przed zdjęciami miałem się trzy dni nie golić, dostałem rolę badacza naukowca. Film był nagrywany w Madrycie, Paryżu i w Krakowie. To była przygoda, na końcu filmu mnie rozstrzelali. Zarobiłem więcej niż w reklamie piwa – opowiada.
– Marzenie? Mam. Chciałbym mieć wnuka, bo jak do tej pory mam jedynie kochane wnuczki, a chciałbym, żeby nazwisko Majerczak było dalej przekazywane – podkreśla.

– Powiedziałby pan o sobie, że jest twardy jak skała?
– Myślę, że tak, nie popuszczam, jak ma być białe, to białe, jak czarne, to czarne, nic pośredniego, bo to nie w moim stylu. W tym wszystkim zdarzają się mi chwile słabości – śmierć bliskich, albo gdy coś boli, ale staram się tego nie pokazywać na zewnątrz, bo po co – podkreśla.

tekst: © Aneta Dusik
foto: © Bartłomiej Jurecki

Fotografie prezentowane na tej stronie są chronione prawem autorskim. W razie zainteresowania proszę o kontakt.

2018 © Copyrights Bartłomiej Jurecki
Website design by britanniaweb.co.uk with a support of lovePoland.org