Scroll Top

Jan Zwijacz

Góralem się jest

J

ak chłop jest twardy jak skała, to do kościoła chodzi w bukowych portkach, a do lekarza – wcale.
Z tym nienarzucaniem się państwowej służbie zdrowia to święta prawda. Jan Zwijacz swojego rodzinnego doktora zna tylko z widzenia, no i może jeszcze z opowieści. – Naprawdę. Nigdy u lekarza nie byłem. Nie było potrzeby. No, może raz, jak rękę popsułem. Ale to było ponad trzydzieści roków temu – śmieje się twardy jak skała góral z Czerwiennego. – Jestem ze starego rodu. Moje ciotki też takie zdrowe były. A chrzestny, najmłodszy mamy brat, jest równe 20 lat starszy ode mnie. Żyje i dobrze się ma.
Jak to jest naprawdę z tą Panajaśkową twardością? Na zdjęciu twardość jest niechybnie skalista, granitowa. Ale jak już się Jan uśmiechnie – to jej tak jakoś specjalnie nie widać. A nie ma się powodu za często frapować syn pradawnego rodu Zwijaczy.
– Byłem twardy od dziecka. Musiałem – zapewnia. Jan bardzo wcześnie poszedł do roboty. Przy owcach za juhasa się zatrudnił na wypasie w Jaworkach. Miał wtedy 16 lat i życiowy cel: za wypłatę kupić sobie sukienne portki. – Mogłem w domu zostać. Tata miał wielką gazdówkę. Był koń, powóz, krowy i owce. Ale wolałem tam rodziciela nie obciążać. Wiedziałem, że mu łatwo nie było. Sam nas trójkę wychowywał. Drugi raz się nie ożenił. A mama zmarła, jak 3 lata miałem. Zaziębiła grypę. Poszła do szpitala w Nowym Targu i już nie wróciła. Takie to czasy były, że ludzie na byle co umierali.
W kolejnym roku Jan się znów na juhaskę do Jaworek wybrał. Tym razem miał cel bardziej ambitny do zrealizowania. Za zarobione czerwone stówki chciał nabyć motor i kożuch do tych sukiennych portek z ubiegłego roku. – Pewnie, że dopiąłem swego. Motor kupiłem MZ-tkę 250. Kożuch też – śmieje się gazda z Czerwiennego.
Z pierwszą MZ-tką przyszła miłość do jednośladów i motocyklizmu. Miał Jan w swym życiu kilka motorów. Najbardziej sobie ceni dwa piękne junaki. Ten starszy był czarny, w trochę gorszym stanie ale drugi, czerwony – istna perełka. Wyszanowany. Jan go kupił od gościa w Zakopanem. Motor jeździł niezawodnie przez wiele lat. – Nadal żałuję, że go sprzedałem – wspomina z rozrzewnieniem. Dziś już Jan nie jeździ na motocyklu. Czasy się zmieniły, ruch na drogach za duży. Człek by się denerwował. A po co nerwy?

Rodzina Zwijaczów pochodzi z Zakopanego. Dziadek Jana przed pierwszą wojną w Bańskiej się ożenił i tu też osiedlił. Jan też przyszedł na świat w Bańskiej. Do Czerwiennego poszedł za swą ślubną babą. – Przyjechałem tu któregoś wieczoru na zabawę i żonę znalazłem – Ludwikę z domu Rol – wspomina. – Teść zielone światło dał, tośmy się w lutym 71 roku pożenili.
Przeprowadzki Jan nie żałuje. W Bańskiej ładnego placu pod budowę nie było. A w Czerwiennem teść zaoferował parcelę przy samej drodze. Z pięknymi widokami, blisko kościoła na Bachledówce.
Strasznie się Janowi marzyło, żeby mieć swoją chałpę. W półtora roku się wystawił i wprowadził. Trochę gazdował: 2 krowy, byczka, trochę owiec się trzymało. A na życie zarabiał zakład pantoflarski. Jan prowadził tę rzemieślniczą działalność prawie 35 lat, do emerytury. – Były z tego godne pieniądze. A jak na życie brakowało, to brałem siekierę i jako cieśla się po budowach zatrudniałem. Zawsze się coś zarobiło. Teraz emeryturka tylko została i powiem, że kokosów nie ma – konstatuje smutno chłop twardy jak skała.

Jednak największy życiowy dorobek gazdy z Czerwiennego to rodzina. – Jestem dwukrotnym ojcem i 6-krotnym dziadkiem – podkreśla z dumą pan Jan. Dziadek jest wnukom szczególnie wdzięczny, że się góralszczyzny nie wstydzą. Bo góralszczyzna to największa Janowa pasja. – Ja to swojego ojca nie pamiętam, żeby w czarnych portkach szedł do kościoła. Zawsze na mszę szedł po góralsku. Ja też się staram. Nie zawsze wychodzi, ale przynajmniej od święta się próbuję po góralski wyzdajać.
W 2003 roku Jan był w gronie założycieli koła Związku Podhalan w Czerwiennem. Dziś mu nawet prezesuje, już drugą kadencję.
– Teraz już nie mam gospodarki. Tylko pieski dwa z gazdówki zostały. Ale w życiu też wreszcie trzeba dychnąć. Gdyby tylko ta emerytura trochę lepsza była…

tekst: © Marek Kalinowski
foto: © Bartłomiej Jurecki

Fotografie prezentowane na tej stronie są chronione prawem autorskim. W razie zainteresowania proszę o kontakt.

2018 © Copyrights Bartłomiej Jurecki
Website design by britanniaweb.co.uk with a support of lovePoland.org